Wśród ofiar wczorajszej eksplozji dwóch bomb w Stambule nie ma obcokrajowców, w tym także Polaków. Podczas wybuchu zginęło 17 osób, a 150 zostało rannych. Oba ładunki były umieszczone w koszach na śmieci w bardzo ruchliwej dzielnicy handlowej. Bez wątpienia był to atak terrorystyczny - stwierdził gubernator miasta Muammer Guler.
Eksplozje dzieliło dziesięć, może dwanaście minut. Kiedy ludzie zebrali się na miejscu pierwszego wybuchu, nastąpił drugi. Z tego powodu liczba zabitych i rannych jest tak wysoka – poinformował gubernator Guler.
Na miejsce skierowano ekipy strażaków i liczne karetki pogotowia, które przewiozły ofiary do szpitali. Policja otoczyła miejsce eksplozji. Zaczęto przeczesywać pobliski teren, poszukując podejrzanie wyglądających pakunków.
Akcja ratunkowa była chaotyczna. Zakrwawieni i zdezorientowani ludzie biegali w różnych kierunkach po potłuczonym szkle. Załogi karetek nie radziły sobie z zabieraniem rannych z ulic. Wybuch rozrzucił ludzi naokoło. Głowy, ręce fruwały w powietrzu - relacjonował jeden ze świadków.
Według informacji, które przekazał dziennikarzowi RMF FM polski konsul w Stambule Janusz Steć, wśród poszkodowanych nie ma obcokrajowców.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Do tej pory nikt nie przyznał się do dokonania zamachu. Według NTV, policja podejrzewa, że za atakami stoją bojownicy kurdyjscy z Partii Pracujących Kurdystanu.
Bojówki PPK, walczącej od 1984 r. o niezależność rejonów południowo wschodniej Anatolii zamieszkałych przez Kurdów, dokonały w przeszłości w Stambule i innych miastach tureckich licznych zamachów.