40 lat temu w Gujanie 900 członków sekty Świątynia Ludu z polecenia swojego przywódcy Jima Jonesa wypiło truciznę. Wydarzenie to nazywane masakrą w Jonestown przeszło do historii jako największe zbiorowe samobójstwo. Co trzecia ofiara była dzieckiem. Przeżyli nieliczni. Jedną z tych osób jest Laura Johnston Kohl. "Wszyscy ludzie, którzy byli częścią mojego życia, zniknęli" - mówi dziś emerytowana nauczycielka z San Diego.
18 listopada 1978 roku Laura Johnston Kohl obchodziła 31. urodziny. W sekcie Świątynia Ludu - które przeniosła się z Kalifornii do niedostępnego miejsca w lasach tropikalnych Gujany - była już od kilku lat. W tym dniu pracowała w biurze siedziby sekty w stolicy Gujany. Minęła doba zanim do niej dotarło, co się wydarzyło.
Ponad 900 osób, w tym ok. 300 dzieci, zmarło po wypiciu trucizny na polecenie przywódcy sekty Jima Jonesa. On sam zginął od strzału w głowę.
Jones, który nigdy nie ukończył żadnej szkoły, założył sektę 1956 roku w Indianapolis, potem przeniósł ją do Kalifornii, by ostatecznie w latach 70. ukryć w dżungli. W szczytowym okresie do sekty należało nawet 30 tysięcy wyznawców. Dysponowała ona majątkiem szacowanym na 15 milionów dolarów.
Jim Jones był bezwzględny dla wyznawców, wykorzystywał ich do niewolniczej pracy. Ich życie było nieustannie kontrolowane, byli inwigilowani i poddawani praniu mózgu.
Swoich wyznawców straszył zbliżająca się Apokalipsą - jak mówił: nuklearnym holocaustem.
Opracowanie: