Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair poinformował, że Londyn wycofa wkrótce z Iraku grupę 1600 żołnierzy. Równocześnie premier podkreślił, że pozostali żołnierze będą służyć w Iraku w przyszłym roku tak długo, jak to będzie konieczne.
Oznacza to, że z 7100 Brytyjczyków, pełniących misję w tej chwili, do końca roku pozostanie 5,5 tysiąca. Brytyjski kontyngent zostanie zmniejszony, natomiast USA wyślą w tym czasie do Iraku ponad 21 tys. dodatkowych żołnierzy.
Kolejny rozdział historii Basry zostanie napisany już przez Irakijczyków - oświadczył premier Wielkiej Brytanii. Nasza obecność wojskowa będzie kontynuowana w roku 2008 - tak długo, dopóki będziemy potrzebni i będziemy mieli zadania do wykonania. Nasza rola będzie jednak polegać głównie na wsparciu i szkoleniu, i tym samym kontyngent będzie mógł być stopniowo zmniejszany.
Blair podkreślał, że wycofanie brytyjskich żołnierzy jest możliwe, gdyż sytuacja na południu Iraku, zwłaszcza w Basrze, gdzie stacjonują, pozwala na przekazanie kontroli siłom irackim. Nie wiadomo natomiast, jak zachowają się szyickie bojówki, które przy kurczącej się obecności Brytyjczyków mogą zacząć walczyć o władzę. Południowa część Iraku pod względem bezpieczeństwa jest o wiele bardziej ustabilizowana od kontrolowanej przez Amerykanów północy. Mimo to od czasu inwazji na Irak zginęło tam ponad 130 brytyjskich żołnierzy.
Londyn informował Biały Dom o zamiarach rozpoczęcia wycofywania wojsk. Oficjalnie Amerykańska administracja uznała to za "sukces i dowód coraz większej stabilizacji w Iraku".
Wraz z Brytyjczykami z Basry wycofają się także służący pod ich dowództwem Duńczycy. Decyzję o wycofaniu kontyngentu do sierpnia ogłosiły władze w Kopehnadze. Premier Anders Fogh Rasmussen poinformował, że duński kontyngent – pół tysiąca żołnierzy – zostanie wycofany w sierpniu. Duńczycy wyślą natomiast do Iraku nowy oddział dziewięciu żołnierzy, którzy będą obsługiwać cztery stacjonujące tam helikoptery obserwacyjne.
Spekulacje na temat możliwego wycofania swych wojsk rozwiała dziś Australia, którą Cheney ma odwiedzić jeszcze w tym tygodniu. Premier John Howard oświadczył, że nie zamierza redukować liczebności australijskich wojsk w regionie.