Ostatnie wojenne pomruki dochodzące ze Wschodu wywołują całą falę apokaliptycznych spekulacji. Ich refrenem jest zagrożenie kolejnym globalnym konfliktem. Tytuły artykułów krzyczą: "krok od III Wojny Światowej?", "czy III Wojna Światowa właśnie się rozpoczęła na Morzu Azowskim?". Realne obawy, czy wyraźna przesada? Publicystyczna egzaltacja, czy prawidłowa reakcja na zagrożenie?

REKLAMA

1. ZIARNO FAKTÓW A PLEWY PROROCTW

Oddzielmy chwyty stylistyczne od faktografii. Ustalmy, o co miałoby chodzić z tą "nadchodzącą" III Wojną Światową? Może ten globalny konflikt nie jest wcale kwestią przyszłości, ale już od jakiegoś czasu się rozgrywa? Jednak nie tak, jak to sobie potocznie wyobrażamy, karmieni cytatami z szesnastowiecznego astrologa Nostradamusa. O globalnym zagrożeniu można - jak on - pisać poetycko: "Przez morze i ląd będzie wywołany wielki zgiełk:/ Dużo większa będzie walka morska (...)". Proroctwa mogą być jednak bardziej racjonalne. Pospekulujmy o wojnie - kolejnej generacji.

2. WOJNA NIEJEDNO MA IMIĘ

Analitycy współczesnych wrogich działań na arenie międzynarodowej odsyłają do proroczej pracy amerykańskich strategów pt. "Zmieniające się oblicze wojny: w stronę czwartej generacji" opublikowanej w październiku 1989 roku. Jej autorami byli: konserwatywny pisarz William S. Lind, pułkownik Keith Nightengale, kapitan John F. Schmitt, pułkownik Joseph W. Sutton oraz podpułkownik Gary I. Wilson.

Nawet jeśli ostatnie dramatyczne wydarzenia, zapoczątkowane incydentem w Cieśninie Kerczeńskiej, nie są iskrą zapalającą kolejny globalny konflikt, warto wziąć sobie do serca przesłanie tego tekstu z końca zeszłego stulecia. Brzmi ono następująco: zadaniem żołnierzy stojących na straży pokoju winno być skuteczne przygotowanie się do następnej wojny. Rzymianie mawiali - "Si vis pacem, para bellum", "Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny". Jednak, aby to uczynić, trzeba przewidzieć, jaka ona będzie.

Twórcy cytowanego opracowania już wtedy - przed trzema dekadami - przyznawali, że to coraz trudniejsze zadanie. Wcześniej dowódca mógł być pewien, że przyszła wojna będzie przypominała te przeszłe i teraźniejsze, co pozwalało mu opracować odpowiednią taktykę na podstawie dostępnych danych. Dziś to, co było i to, co jest, już nie pisze się w rejestr. Pojawiają się nowe, nieprzewidywalne czynniki. Najpierw jednak - dla porządku - przywołajmy znaną teorię.

3. KLASYCZNY WOJENNY CZWÓRPODZIAŁ

Według amerykańskich analityków historię wszystkich konfliktów można podzielić na cztery etapy.

- Wojna pierwszej generacji odnosi się do starożytnych i postklasycznych bitew toczonych przy zastosowaniu taktyki liniowej i kolumnowej oraz udziale zbrojnych wojów, umundurowanych żołnierzy konkretnych wrogich państw.

- Druga generacja działań wojennych to wczesna nowożytna taktyka stosowana po wynalezieniu broni palnej i kontynuowana z użyciem karabinu maszynowego i zastosowaniem ognia pośredniego.

- Trzecia generacja koncentruje się na wykorzystaniu nowoczesnej technologii, taktyk i manewrów polegających na zwiększeniu szybkości ("blitzkrieg"), możliwości ukrycia się i zaskoczenia wroga.

- Wojna czwartej generacji, określana jako "postmodernistyczna", powraca do zdecentralizowanych form walki, zacierając granice między wojną i polityką, oraz różnice między żołnierzami i cywilami.

4. METODY Z PRZEŁOMU XX I XXI WIEKU

Ostatnie etapy rozwoju wrogich działań odsyłają nas do historii XX i XXI wieku. Jak podkreślał William S. Lind i jego współpracownicy, trzecia generacja działań wojennych była odpowiedzią na wzrost siły ognia w polu bitwy. Jednak motorem napędowym były przede wszystkim pomysły.

Świadomi, że nie mogą zwyciężyć w wojnie materiałowej ze względu na słabszą bazę przemysłową podczas I wojny światowej, Niemcy opracowali radykalnie nową strategię. Była ona oparta na manewrach, a nie na bezpośrednich starciach. Wojna trzeciej generacji była pierwszą taktyką nieliniową. Jej podstawowe koncepcje istniały do końca 1918 roku. Dodanie nowego elementu technologicznego - czołgów - spowodowało poważną zmianę na poziomie operacyjnym w czasie II wojny światowej. Był nią blitzkrieg czyli wojna błyskawiczna. Podstawowym czynnikiem sztuki operacyjnej stał się czas.

W wojnie w czwartej generacji działania są z kolei mocno rozproszone i w dużej mierze nieokreślone. Zamazane zostaje rozróżnienie między wojną a pokojem. Wrogie akcje są do tego stopnia nieliniowe, że nie można właściwie określić pól bitewnych ani frontów. Znika rozróżnienie między uczestnikiem "cywilnym" a "wojskowym". Działania rozgrywane są równolegle na różnych polach, nie tylko fizycznym, materialnym. Operacje psychologiczne stają się dominującą bronią operacyjną i strategiczną w postaci interwencji medialno-informacyjnej. Wirusy komputerowe są wykorzystywane do zakłócania operacji cywilnych i wojskowych.

Wrogowie w wojnie czwartej generacji są biegli w manipulowaniu mediami, po to aby kształtować opinię krajową i światową. Ta sprawność bywa posunięta do tego stopnia, że umiejętne korzystanie z operacji psychologicznych może zastąpić siły bojowe. Wiadomości telewizyjne mogą stać się potężniejszą bronią operacyjną niż dywizje pancerne.

Jednak pamiętajmy, że to podział i charakterystyka z roku 1989, teoria sprzed prawie trzydziestu lat!

5. (NIE DO KOŃCA ZDEFINIOWANA) WOJNA PIĄTEJ GENERACJI

To jest już starcie w pojęciowej mgle, bitwa widm tak w realnej, jak w wirtualnej czasoprzestrzeni. Autorzy, którzy próbują opisać taki konflikt podkreślają jego nieuchwytność. "Jest możliwe, a niekiedy pożądane, że prowadzący działania wojenne piątej generacji nie wiedzą przeciwko komu walczą a nawet, że w ogóle uczestniczą w walce. (...) Zamiast skupiać się na fizycznym pokonaniu wroga, w wojnie piątej generacji wykorzystuje się potencjał użycia nowych technologii do manipulowania poglądami i przekonaniami obserwatorów, którzy mogą poprzeć lub sprzeciwić się konfliktowi." - pisze Christopher Pankhurst. Właśnie tak może wyglądać globalna rozgrywka zapoczątkowana drobną morską "bitwą kerczeńską", lokalnym rosyjskim blitzkriegiem, który tak łatwo zbagatelizować.

Nie trzeba bowiem doszukiwać się wpływu Putinowskiej propagandy, że tę sytuację powszechnie określa się mianem "incydentu". Rosyjski okręt "Don" staranował wprawdzie ukraiński holownik "Jany Kapu", płynący w towarzystwie dwóch kutrów "Berdiansk" i "Nikopol" z portu w Odessie nad Morzem Czarnym do Mariupola nad Morzem Azowskim. To prawda, że Rosjanie oddali strzały, ranili Ukraińców, dokonali pirackiego abordażu i przejęli ukraińskie jednostki. Jednak, na tle krwawej wojny bez przerwy toczącej się pomiędzy obu państwami, nie jest to nic nowego. Całe to zdarzenie to tyle, co machnięcie skrzydełkami morskiej mewy. Jednak, jak w teorii chaosu, ten niepozorny fakt wywołał globalne zawirowanie, polityczno-medialny huragan na całej Ziemi. W zakręconym wirze interpretacji pierwsze tonie prawda, bo nic pewnego nie da się powiedzieć: kto tu z kim naprawdę walczy i kto tu kogo do czego inspiruje. Epizod w lokalnej walce o akwen i dostęp do portów zatacza bowiem coraz szersze kręgi, niczym kamień wrzucony w wodę Morza Azowskiego. Jak "efekcie motyla" ("butterfly effect), gdy trzepot skrzydeł na Krymie może po trzech dniach wywołać huragan w Rzymie.

W wojnie czwartej i piątej generacji mnożą się interpretacje i dezinformacje. Piece statków propagandy pracują pełną parą. Intryga goni intrygę. Spiskowe teorie pomykają w głębinach Internetu jak podwodne rosyjskie drony, kontrolujące ponoć okolice Mostu Kerczeńskiego. Gotowe wojenne scenariusze rozkwitają w rzekomo czytelną wyborczą agendę zagrożonego spadkiem popularności prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, który w takiej wersji upodabnia się do swego nominalnego wroga Władimira Putina, często mamiącego elektorat militarnym wzmożeniem. Putin też u siebie w kraju traci popularność. Czyżby obu stronom tak samo zależało na zaostrzeniu kursu?

A może jest tu więcej stron niż dwie? Najbardziej odważna teoria lansowana przez Putinowski aparat propagandowy głosi amerykańską inspirację obecnych zdarzeń. Wtórują tej wersji niemieckie gazety. Piszą o konieczności wstrzymania budowy gazociągu Nordstream 2 w ramach antyrosyjskich sankcji, na czym najbardziej zależałoby eksporterom błękitnego paliwa z USA. Tak więc ukraińsko-rosyjska batalia o Morze Azowskie przeniosłaby się na szerszą- bałtycką planszę gry w okręty i tankowce.

Kremlowscy egzegeci wskazują na prowokację USA nie tylko w popychaniu Ukraińców przeciw Rosjanom. "Wraża" Trumpowska agentura ma także stać za gwałtownymi zamieszkami we Francji, jakby dramatyczne protesty "żółtych kamizelek" były zachodnioeuropejską odmianą "kolorowych rewolucji". Rosyjscy komentatorzy wskazują nawet na konkretną postać - Steve’a Bannona- byłego bliskiego doradcy Donalda Trumpa, który ma integrować siły na kontynencie zbuntowane przeciwko rządzącemu liberalno-lewicowemu establishmentowi. Kręgi podejrzeń nie znają już żadnych granic.

Mielibyśmy więc do czynienia z globalnym starciem trzech potencji: USA, Rosji oraz Unii Europejskiej. Zupełnie jak w proroctwie, "Centurii" Nostradamusa: "Przez trzech braci świat wprawiony w zamęt".