​Brytyjska Izba Gmin debatuje nad poprawkami zgłoszonymi do ustawy brexitowej przez Izbę Lordów. Daje ona rządowi premier Theresy May prawo do uruchomienia procedury wyjścia z Unii Europejskiej. Jeśli Izba Gmin odrzuci poprawki, ustawa zostanie ponowie skierowana do izby wyższej parlamentu. Komentatorzy śledzący rozwój sytuacji mówią o "legislacyjnym ping-pongu".

REKLAMA

Najważniejsze z proponowanych zmian dotyczą zagwarantowania praw obywateli państw Unii Europejskiej mieszkających na Wyspach i prawa parlamentu do głosowania nad ostatecznym porozumieniem z Brukselą, z zablokowaniem Brexitu w przypadku braku takiego porozumienia włącznie. Rządzący konserwatyści posiadają większość w Izbie Gmin i, według oczekiwań, poprawki zostaną odrzucone. Wówczas ustawą ponownie zajmie się Izba Gmin. Dopiero gdy jej tekst zaaprobują obie izby parlamentu, przesłana zostanie królowej Elżbiecie II do podpisu; dopiero wtedy ustawa stanie się obowiązującym prawem.

Teoretycznie może to nastąpić jutro. Wówczas premier Theresa May miałaby prawo uruchomienia art. 50 Traktatu Lizbońskiego, który reguluje zasady wyjścia kraju członkowskiego z Unii Europejskiej. Od tego czasu Wielka Brytania będzie miała dwa lata na ustalenie warunków Brexitu. Gdy już to nastąpi, zaczną się żmudne negocjacje dotyczące przyszłych umów handlowych ze Wspólnotą. Obie strony już teraz przyznają, że nie będą to łatwe rozmowy.

Tymczasem szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon zapowiedziała, że zwróci się do parlamentu w Edynburgu z prośbą o uruchomienie procesu legislacyjnego prowadzącego do kolejnego referendum niepodległościowego. W 2014 roku Szkoci odpowiedzi się za pozostaniem w Zjednoczonym Królestwie, ale - zdaniem Nicoli Sturgeon - tym razem będzie inaczej. Jak podkreśliła, Szkoci głosując w pierwszym referendum nie mieli pojęcia, że dojdzie do Brexitu. Szkoci zagłosowali za pozostaniem we Wspólnocie, są także zwolennikami pozostania we wspólnym rynku.

Strategia brytyjskiego rządu nie zakłada takiej opcji, ponieważ wiązałoby się to z ustępstwami imigracyjnymi. Katalizatorem Brexitu był napływ do Wielkiej Brytanii ludzi z państw członkowskich UE, głównie z Europy Wschodniej. Na Wyspach mieszka obecnie ok. 850 tysięcy Polaków. Na razie nie wiadomo, jaki będzie ich status po opuszczeniu Unii przez Wielką Brytanię.

Zdaniem Nicoli Sturgeon, decyzja o Brexicie została podjęta wbrew woli Szkotów, dlatego - jak twierdzi szkocka premier - jej rząd ma prawo do rozpoczęcia procesu, który musi poprzedzić zorganizowanie drugiego referendum niepodległościowego. Zgodę na rozpisanie referendum musi wyrazić nie tylko parlament w Edynburgu, ale także parlament zasiadający w Londynie, co - jak twierdzą komentatorzy - nie będzie łatwe.

(ph)