Prezes E.ON - jednego z największych operatorów sieci energetycznych w Europie twierdzi, że o końcu kryzysu nie może być mowy. Choć ceny gazu na kontynencie spadły na początku roku, to jednak trwająca wojna wywołała nieodwracalne zmiany na rynku.
Już w środę ceny gazu poszybowały w górę o 35 proc. Jak podejrzewają analitycy, przyczyny wzrostu należy upatrywać w potencjalnych niedoborach dostaw, spowodowanych strajkami pracowników instalacji skroplonego gazu ziemnego w Australii.
W nadchodzącym tygodniu protesty zapowiedzieli pracownicy z Chevrona i Woodside Energy.
"Brussels Time" wskazuje, że ceny gazu gwałtownie spadły od początku tego roku osiągając najniższy od czerwca 2021 roku pułap poniżej 30 euro za MWh. Wiele wskazuje na to, że ten trend się odwróci.
Musimy jasno powiedzieć, że zmiany strukturalne, spowodowane rosyjską wojną z Ukrainą i rezygnacją z dostaw rosyjskiego gazu do Europy pozostaną. Dlatego kryzys się nie skończył i musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby w jak największym stopniu ustabilizować sytuację w Europie - apeluje szef E.ON Leonhard Birnbaum w rozmowie z agencją Bloomberg Television.
Co więcej, drastyczne ograniczenie importu rosyjskiej energii do Europy doprowadzi do kolejnych trwałych podwyżek. Nastąpi z grubsza podwojenie, lub potrojenie cen gazu w stosunku do sytuacji sprzed pandemii i obawiam się, że to się nie zmieni w krótszym okresie - przewiduje Birnbaum.