Brytyjski premier Boris Johnson nie ma powodów do śmiechu, to z niego natomiast śmieją się na Wyspach media. Powodem są imprezy na Downing Street, które odbywały się w czasie lockdownu. Temat poważny, dlaczego więc żarty z premiera?
Media nazywają go "królem Borisem". W prasie pojawiły się nawet podobizny premiera z nosem Pinokia. W niektórych gazetach, jak na przykład w "Daily Star", na szerokość całej strony.
Wszystko to z powodu tłumaczeń Johnsona, który rzekomo nie wiedział, że zakrapiana alkoholem impreza na Downing Street, w której sam uczestniczył, nie była spotkaniem zawodowym. Kaja się publicznie za ten brak wiedzy, ale media mu nie wierzą.
Co gorsza, premier traci także zaufanie posłów z jego własnej partii Konserwatystów, a oni powinni go przecież popierać. Jeśli 54 z nich wyrazi sprzeciw na piśmie, Johnsonowi grozi głosowanie nad wotum nieufności i duży znak zapytania nad jego polityczną przyszłością.
Na razie tylko siedmiu posłów publicznie przyznało, że gotowi są do takiej interwencji. Ale nie wszyscy otwarcie mówią o swoich intencjach. Nagle może się okazać, że konieczna regulaminowo liczba rebeliantów została osiągnięta i w ruch pójdzie partyjna machina.
Problem w tym, że nie ma na razie kandydata, który byłby w stanie wejść w buty Borisa Johnsona. Niekoniecznie z powodu rozmiaru jego stopy ani osiągnieć - taka jest klasa współczesnych polityków.
W zaistniałej sytuacji opozycyjna Partia Pracy zaciera ręce. Im większy chaos w szeregach Konserwatystów, tym większe prawdopodobnie zmiany w kolejnych wyborach. Wyborcy będą musieli zadecydować, co jest dla nich ważniejsze - rząd, który przeprowadził ich przez pandemię, czy rząd łamiący własne zarządzenia.
Po raczej ślamazarnej początkowej reakcji na pandemię, brytyjski rząd stanął na wysokość zadania. I choć nie wszystkie kontrakty - czy to na respiratory czy na maseczki ochronne - były przyznane transparentnie, program szczepień na Wyspach Brytyjskich okazał się dużym sukcesem. Nie tylko z powodu liczby szczepionek. Olbrzymią rolę w opanowaniu pandemii odegrała samodyscyplina Brytyjczyków, która doskonale dopełniła obostrzenia, gdy było to konieczne.
Wielka Brytania - co przyznaje nawet Światowa Organizacja Zdrowia - zaczyna wychodzić w z pandemii i wchodzi w fazę endemiczną, w której Brytyjczycy żyć będą z koronawirusem na co dzień, bez obostrzeń, traktując go jak zwykłą grypę.
Pytanie: czy za miesiąc żyć będą w sferze publicznej z premierem Borisem Johnsonem czy może z kimś innym?