To demonstracja wolności słowa w Rosji - tak kilkudziesięciotysięczne antyputinowskie protesty w Moskwie komentuje Siergiej Iwanow. To szef administracji prezydenta i towarzysz Władimira Putina jeszcze z KGB. Skąd ta nagła miłość Kremla do opozycji?
Głaskać tak, by z balonu uszło powietrze - tak ostatnie przejawy liberalizacji komentuje zdecydowana większość analityków. Jednak moskiewski politolog Dmitrij Oreszkin ocenia, że władza nie rozumie, jak bardzo zmieniły się nastroje. Podobnie było podczas upadku ZSRR. To resztki sowieckiego ustroju, kiedy lider, który był wartością, zamienia się w balast dla władzy. I wydaje się, że to proces nieodwracalny, bo jeżeli poczuła to Moskwa, to za kilka miesięcy, rok zrozumieją to w innych miastach, a potem w całym kraju - mówi.
Z kolei Andriej Iłłarionow, były doradca Putina, mówi, że władza boi się i dlatego Putin przesuwa na najważniejsze stanowiska zaufanych i sprawdzonych kolegów z KGB.
W sobotniej demonstracji, zwołanej przez opozycję pod hasłem "O nowe wybory" uczestniczyło - według opozycyjnych źródeł - ponad 100 tys. ludzi, a według rosyjskiego MSW - co najmniej 28 tysięcy. Demonstranci żądają ponownych wyborów do Dumy. Jak twierdzą, wyniki tych z 4 grudnia zostały sfałszowane.