Chciał zdobyć sławę i pieniądze. Szwedzkie media donoszą o motywach, którymi kierował się były neonazista związany ze sprawą kradzieży napisu „Arbeit macht frei” z Muzeum Auschwitz-Birkenau. Anders Hoegstroem chciał sprzedać wywiady. Prawdopodobnie liczył na to, że zapłacą mu głodne sensacji tabloidy.
Zdaniem jego pełnomocnika wątek organizacji terrorystycznych, które miały stać za kradzieżą, to blef. Chciał sprzedać wywiady, stać się sławny. Anders pomyślał, że będzie to przestępstwo stulecia, a media same będą się do niego zgłaszać - stwierdził Lars-Goeran Wahlstroem.
Według niego Hoegstroem był w Polsce zanim skradziono napis. Został zaproszony na wesele przez Polaka, który wcześniej pracował u jego ojca w Szwecji, a teraz jest jednym z głównych podejrzanych w sprawie. Wahlstroem zasugerował, że Polak mógł zrozumieć, iż Hoegstroem ma na napis kupców. Anders fantazjował - tłumaczył pełnomocnik.
Tablica z historycznym napisem „Arbeit macht frei” znad bramy byłego nazistowskiego obozu zagłady została skradziona 18 grudnia ubiegłego roku. Napis odnaleziono 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków.