"Jeśli jakieś państwo nie zaangażuje się w relokację migrantów, musi płacić" - podkreśliła unijna komisarz do spraw wewnętrznych Ylva Johansson, która odwiedziła we wtorek włoską wyspę Lampedusa, na którą przybywają setki migrantów z Afryki Północnej.
Johansson z szefem włoskiego MSW Matteo Piantedosim odwiedziła ośrodek rejestracji migrantów - tzw. hotspot, w którym kilka dni wcześniej było ponad 3,3 tysiące osób, osiem razy więcej niż jest tam miejsc. Podczas konferencji prasowej w hotspocie unijna komisarz oświadczyła: migracja "nie jest tylko wyzwaniem dla Włoch, ale dla Europy".
Odnosząc się do niedawnego szczytu UE w Brukseli Johansson uznała, że "wielkim sukcesem" było to, że tylko dwa kraje, Polska i Węgry sprzeciwiły się przedstawionym propozycjom w sprawie relokacji migrantów.
Propozycja przewiduje relokację, ale nie jest ona obowiązkowa. To, co jest obowiązkowe, to solidarność - oświadczyła, cytowana przez Ansę. Jednocześnie sprecyzowała: solidarność uczyniono obowiązkową na drodze legislacji. A zatem daje to Komisji nowe narzędzie. Jeśli jakieś państwo nie zaangażuje się w relokację musi płacić, nie tylko krajom, które są pod presją, ale także krajom trzecim.
Nauczyliśmy się, że wszystko to, co opiera się na dobrowolności jest trudne do osiągnięcia, ale to procesy długie i bezpieczne - oceniła.
Gdy unijna komisarz i włoski minister byli na Lampedusie, przybyło tam następnych ponad 60 migrantów z Bangladeszu, Syrii, Egiptu, Sudanu, Nigerii i Gambii - podała Ansa. Ich łódź wypłynęła z Libii. Kilka godzin wcześniej przypłynęło 43 migrantów.
Ylva Johansson mówiła w zeszłym tygodniu w rozmowie z TVN24, że tzw. pakt migracyjny, czyli unijne porozumienie w sprawie relokacji migrantów, nie ma charakteru przymusowego. Do jej słów odniósł się na konferencji po spotkaniu Rady Europejskiej premier Mateusz Morawiecki.
Chcę odnieść się do pewnych manipulacji, które w niektórych mediach w Polsce się pojawiają w związku z wypowiedzią jednej z pań komisarz KE, pani komisarz Johansson. Otóż ona powiedziała, że "to wszystko nie oznacza przymusowej relokacji". Szanowni państwo - jeżeli jakieś państwo musi zapłacić karę, jakiś kraj członkowski musi zapłacić karę 20-parę tysięcy euro za nieprzyjętego migranta, to jest to de facto przymus - ocenił Morawiecki.
(...) niektóre media próbują odwracać kota ogonem i udawać, że dystrybucja, rozdział migrantów według krajów członkowskich, jeżeli musi być opłacony - przepraszam za niepiękne słowo - haraczem na rzecz instytucji europejskich czy Bóg wie kogo, w wysokości 22 tys. euro, i to w czasie, kiedy za przyjętego uchodźcę z ogarniętej wojną Ukrainy otrzymaliśmy 50 do 100 euro - jest naprawdę jawną dyskryminacją, żeby nie powiedzieć ostrzej - mówił premier.
Relokacja migrantów była jednym z tematów zakończonego w zeszły piątek dwudniowego szczytu UE w Brukseli. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel poinformował, że państwa UE nie zdołały osiągnąć porozumienia w sprawie wspólnych konkluzji dotyczących polityki migracyjnej.