Do starć z policją doszło w Hongkongu po zakończeniu pokojowej prodemokratycznej manifestacji z okazji piątej rocznicy rewolucji parasolek. Demonstranci rzucali kostkami chodnikowymi i koktajlami Mołotowa, policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych.
W demonstracji w parku Tamar w pobliżu budynków rządowych w dzielnicy Admiralty uczestniczyło 200-300 tys. osób – obliczył organizator manifestacji, Obywatelski Front Praw Człowieka (CHRF). Przedstawiciel Frontu Jimmy Sham ocenił tę liczbę jako większą od oczekiwań.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Pikieta odbyła się za zgodą władz i zakończyła się zgodnie z planem w sobotę wieczorem czasu lokalnego. Równolegle inna grupa protestujących zablokowała jednak pobliską ulicę Harcourt Road, a niektórzy demonstranci uszkadzali przystanki autobusowe i billboardy reklamowe. Rzucono też co najmniej dwa koktajle Mołotowa - podał dziennik "South China Morning Post".
Policja użyła na Harcourt Road gazu łzawiącego i armatek wodnych ze specjalnym barwnikiem, który ma ułatwić identyfikację radykalnych demonstrantów. W komunikacie władz podkreślono, że policja zastosowała "odpowiednią siłę, by rozpędzić protestujących".
Policja odrzuciła wniosek CHRF o zezwolenie na kolejną prodemokratyczną demonstrację w najbliższy wtorek, 1 października, gdy przypada 70. rocznica proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej. Według komentatorów rocznica ma ogromne znaczenie dla rządzącej Komunistycznej Partii Chin, która nie chciałaby, aby demonstracje w Hongkongu przyćmiły uroczystości i paradę wojskową, planowaną z tej okazji w Pekinie.
CHRF odwołał się od tej decyzji, a jego apelacja ma zostać rozpatrzona w poniedziałek - poinformowały w sobotę władze.
Szefowa władz Hongkongu Carrie Lam obiecała niedawno, że wycofa projekt zmian prawa ekstradycyjnego, który stał się bezpośrednią przyczyną protestów, trwających w mieście niemal bez przerwy od 17 tygodni. Kontrowersje wywołało przewidziane w projekcie umożliwienie ekstradycji podejrzanych do Chin kontynentalnych.
Lam nie przychyliła się jednak do żadnego z czterech pozostałych postulatów zgłaszanych przez protestujących. Żądają oni niezależnego śledztwa w sprawie działań policji i rządu, nienazywania protestów "zamieszkami", uwolnienia wszystkich zatrzymanych demonstrantów oraz demokratycznych wyborów władz regionu.
Do tego ostatniego postulatu odniósł się w sobotę rzecznik hongkońskiego rządu. By osiągnąć ten cel, społeczność musi zaangażować się w dialogi, prowadzone w oparciu o prawo i w przyjaznej atmosferze wzajemnego zaufania - oświadczył w komunikacie.
W czwartek, podczas pierwszej sesji "dialogu społecznego" pomiędzy władzami a mieszkańcami Hongkongu, Lam oświadczyła jednak, że część postulatów protestujących jest niemożliwa do spełnienia.
28 września 2014 roku ruszyła akcji Occupy Central with Love and Peace, w ramach której jesienią 2014 roku domagający się demokracji demonstranci zablokowali centrum miasta na 79 dni. Uczestnicy masowych protestów, które przeszły do historii Hongkongu jako rewolucja parasolek, nie uzyskali jednak żadnych ustępstw, m.in. przeprowadzenia demokratycznych wyborów lokalnych władz. Lam została wybrana przez lojalny wobec Pekinu komitet elektorów i według demokratów nie liczy się ze zdaniem Hongkończyków, co doprowadziło do obecnego kryzysu.