Północnokoreański dyktator Kim Dzong Un po raz pierwszy przyznał, że próba wystrzelenia wojskowego satelity zwiadowczego zakończyła się porażką, lecz jednocześnie zobowiązał się do kontynuowania takich testów - podały w środę państwowe media. Kim zapowiedział również "surowe" działania wobec Seulu.
Odwiedzając we wtorek Akademię Nauk Obronnych z okazji 60. rocznicy jej istnienia, Kim zadeklarował, że posiadanie satelity szpiegowskiego jest "nieuniknionym" i uzasadnionym wyborem w celu ochrony suwerenności państwa - przekazał w środę dziennik "Rodong Sinmun", oficjalny organ prasowy rządzącej partii komunistycznej.
Kim po raz pierwszy przyznał, że kolejna, już czwarta próba wystrzelenia drugiego z kolei wojskowego satelity zwiadowczego zakończyła się niepowodzeniem. Ujawnił, że rakieta nośna eksplodowała w powietrzu w wyniku aktywowania systemu samozniszczenia w reakcji na awarię napędu pierwszej fazy lotu.
Dyktator zapowiedział, że w przyszłości podjęte zostaną kolejne próby wystrzelenia rakiet, aby Korea Północna mogła konkurować w tej dziedzinie ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami.
Kim zapewnił, że posiadanie przez Koreę Północną wojskowych satelitów rozpoznawczych jest uzasadnione, ponieważ Pjongjang musi przeciwdziałać - jak oznajmił przywódca - amerykańskim manewrom wojskowym i prowokacyjnym działaniom Waszyngtonu.
Oficjalna agencja prasowa KCNA powiadomiła, że Kim zapowiedział "niezwykle surowe" kroki po "bardzo niebezpiecznym" pokazie siły ze strony Seulu.
Tym mianem określił przeprowadzone w poniedziałek przez południowokoreańskie wojsko ćwiczenia lotnicze z udziałem około 20 myśliwców w pobliżu granicy z Północą. Manewry zorganizowano kilka godzin po tym, gdy Pjongjang poinformował Japonię o planach wystrzelenia rakiety.