Rozpoczęła się akcja usuwania wraku myśliwca Hawker Hunter, który w sobotę rozbił się na autostradzie A27 na południu Anglii. To bardzo trudna operacja, ponieważ w samolocie wciąż jest paliwo, a częściowo uruchomiona katapulta pilota zawiera materiał wybuchowy.
Kokpit jest w jednym kawałku, dlatego pilot przeżył katastrofę. Jest w stanie śpiączki farmakologicznej, a jego stan jest krytyczny.
Ekipa pracująca przy usuwaniu wraku musi bardzo uważać. Po pierwsze jest w nim paliwo, a w częściowo uruchomionej katapulcie znajduje się dynamit. Po drugie, policja nie wyklucza, że pod wrakiem mogą być kolejne ciała ofiar.
Według najnowszych informacji w katastrofie zginęło blisko 20 osób. Dopóki nie zakończy się akcja podnoszenia wraku myśliwca, ostateczny bilans ofiar nie będzie dokładnie znany.
Do katastrofy doszło podczas sobotnich pokazów lotniczych Shoreham Airshow na południu Anglii. Pilot samolotu wychodził z pętli, którą rozpoczął pokaz. Nagle maszyna zniknęła za rzędem drzew, po czym eksplodowała w pobliżu autostrady A27. Samolot uderzył w kilka samochodów na drodze biegnącej w pobliżu lotniska.
Według relacji świadków pilot najprawdopodobniej popełnił błąd. Pomyślałem, że coś tu nie gra, leci za nisko, nie uda mi się - relacjonuje jeden ze świadków. Eksperci nie wykluczaj jednak, że mogło dość do nagłego wycieku paliwa lub pilot, wykonując pętlę, stracił przytomność.
Przyczyny katastrofy bada specjalna komisja. Inspektorzy zwrócili się z apelem do uczestników pokazów, by nadsyłali zdjęcia i filmy nakręcone tuż przed katastrofą. Mają też do dyspozycji pełną dokumentację, na podstawie której mogą ustalić, czy był on sprawny przed startem. Na pewno wezmą też pod uwagę możliwy błąd pilota.
Maszyna Hawker Hunter wyprodukowana została w latach 50. XX wieku.
Pokaz lotnicze w Shorham co roku przyciągają dziesiątki tysięcy widzów. To bardzo popularna i ważna dla tego nadmorskiego miasteczka impreza. Również ze względów finansowych. Pojawiły się glosy wzywające do zmiany regulaminu pokazów. Sugestię taką wysunęła matka jednej z ofiar -
twierdzi, że akrobacje powinny odbywać się nad morzem. Apel ten popiera wiele osób. To ich zdaniem skutecznie zapobiegłoby podobnym wypadkom w przyszłości. Organizatorzy twierdzą jednak, że miałoby to niekorzystne konsekwencje. Pokazy przynoszą spory dochód lokalnym mieszkańcom i organizacjom charytatywnym - mówi John Turner, przewodniczący stowarzyszenia, które ustala regulamin. W ubiegłym roku było to prawie 80 milionów funtów.
(mpw)