Zlokalizowano etiopski samolot z 90 osobami na pokładzie, który runął do Morza Śródziemnego. Maszyna wystartowała z lotniska w Bejrucie podczas burzowej pogody. Z radarów zniknęła pięć minut później. Według prezydenta Libanu, nie był to zamach terrorystyczny.
Według najnowszych informacji ratownicy odnaleźli na miejscu katastrofy ciała 14 ofiar. Trwa akcja ratunkowa, jednak warunki pogodowe są trudne. Etiopskie linie podały, że "władze libańskie nie potwierdziły jeszcze, by ktoś przeżył" katastrofę.
Katastrofa nastąpiła 3,5 km na zachód od nadbrzeżnej wioski Na'ameh - powiedział libański minister transportu Ghazi Al-Aridi. Świadkowie mieli widzieć kulę ognia spadającą do morza w rejonie wioski, położonej kilka kilometrów na południe od Bejrutu. Trwa akcja poszukiwawcza i ratunkowa. Jak podaje agencja AFP, do tej pory znaleziono ciała 4 osób.
Libański minister powiedział, że na pokładzie było 54 obywateli Libanu, 22 - Etiopii, obywatelka Francji, jeden obywatel Iraku, jeden - Syrii oraz pochodzący z Libanu: dwaj obywatele Wielkiej Brytanii oraz jeden - Rosji. Minister dodał, że prócz 83 pasażerów na pokładzie było 7 członków załogi.
Według agencji AFP na pokładzie były 92 osoby: 83 pasażerów i 9 członków załogi. Agencja ITAR-TASS podała, że pasażerów było 85. AFP informuje też, że pasażerką samolotu była żona ambasadora Francji w Libanie.
Minister Al-Aridi powiedział, że jest zbyt wcześnie, by podać przyczynę katastrofy. Potwierdził jednak, że samolot startował podczas sztormowej pogody. Agencja ITAR-TASS powołując się na źródła na lotnisku podała, że przyczyną było uderzenie błyskawicy. Policja wykluczyła działania terrorystyczne.
Przedstawiciel libańskich władz lotniczych oświadczył, że łączność z maszyną, która leciała do stolicy Etiopii Addis Abeby, została utracona po ok. 5 minutach od startu. Samolot wystartował po godz. 2 nad ranem czasu miejscowego (1 czasu polskiego) z lotniska Rafik Hariri w Bejrucie. Przedstawiciele Ethiopian Airlines dotychczas nie wypowiedzieli się w tej sprawie.