Coraz więcej wskazuje na to, że nie błąd człowieka a problemy techniczne doprowadziły do tragedii El Faro. Do katastrofy statku mogło dojść nie z winy kapitana. I na pewno nie z winy Polaków, którzy na statku wykonywali prace remontowe, a z powodu awarii systemu komputerowego – do takich nieoficjalnych informacji dotarł nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Kapitan otrzymał w wyniku prawdopodobnie jakiegoś błędu starą prognozę pogody. Być może nawet taką sprzed 12 godzin. Została wysłana automatycznie przez komputer.
Kontenerowiec wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie i płynął do San Juan w Portoryko.
Kapitan mógł nie być świadomy tego, że płynie w sam środek huraganu Joaguin. A gdy się zorientował, że pogoda szybko się zmienia - sięgnął po prognozę i według niej huragan miał być 100 mil morskich od statku a był zaledwie 5 - wynika z informacji korespondenta RMF FM w USA Pawła Żuchowskiego.
Kapitan chciał zmienić kurs, ale już było na to za późno. Statek stracił moc i zaczął nabierać wody. Kapitan zdołał poinformować o problemach Straż Przybrzeżną. Wówczas już fale sięgały 15 metrów, a prędkość wiatru dochodziła do 240 km/h.
Śledztwo w sprawie tej katastrofy prowadzi Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu. Na pokładzie statku, którego wrak odnaleziono na początku listopada 2015 roku, były 33 osoby, w tym pięciu Polaków. Wszyscy zginęli. W maju komisja straży przybrzeżnej USA ujawniła, że kapitan Michael Davidson starał się uniknąć nadchodzącego sztormu, ale prawdopodobnie miał do dyspozycji nieaktualne dane meteorologiczne. Teraz wiemy prawdopodobnie, dlaczego tak się stało.
(j.)