Zaledwie 13-letnia dziewczynka uratowała trójkę swojego rodzeństwa - w tym roczną siostrę - od pewnej śmierci. Kolumbijskie dzieci przeżyły katastrofę samolotu i przez 40 dni błąkały się po amazońskiej dżungli i - jak powiedział ich dziadek Narciso Mucutuy - zostały odnalezione przez ekipę ratowniczą w ostatniej chwili.

REKLAMA

W rozmowie z kolumbijskim tygodnikiem “Semana" dziadek przyznał w poniedziałek, że 13-letnia wnuczka, Lesly, najstarsza w gronie zaginionych dzieci, przed przybyciem ekipy ratowniczej nie mogła już chodzić z powodu bólu nóg.

Dziewczynka miała już omamy. Nie mogła chodzić, co oznacza, że dzieci znajdowały się w ostatniej fazie życia - powiedział dziadek odnalezionego w piątek rodzeństwa.

Mucutuy powiedział, że uratowanie dzieci to jeden wielki cud, gdyż Bóg nie tylko pozwolił przeżyć im katastrofę lotniczą, w której zginęło troje dorosłych, w tym matka dzieci, ale pozwolił im przetrwać w amazońskiej puszczy przez 40 dni.

Tak, to był cud, który mój Bóg uczynił, przekazując te dzieci ludziom, którzy ich poszukiwali - stwierdził Mucutuy, który w rozmowach z mediami nigdy nie ukrywał swojej wiary w to, że jego wnuczęta zostaną odnalezione.

Dodał, że po uratowaniu w dżungli dzieci trafiły do szpitala w bardzo złym stanie: wycieńczone, niedożywione i poobijane w konsekwencji katastrofy samolotu.

Powiedział, że według Lesly wszyscy dorośli zginęli w momencie uderzenia awionetki o ziemię. 13-letnia wnuczka, najstarsza z zaginionych, opiekowała się młodszym rodzeństwem, szczególnie liczącą rok siostrą, która podczas wypadku siedziała na kolanach matki. Pozostała dwójka ma 5 i 9 lat.

Dziadek opisał ze szczegółami, jak Lesly karmiła młodsze dzieci i przygotowywała szałasy z liści dla każdego z maluchów. Dziewczynka zabrała z miejsca wypadku część odzieży matki, aby okrywać swoje rodzeństwo podczas chłodnych nocy.

Wyjaśnił, że z opowieści wnuczki wynika, że dzieci często płakały podczas 40-dniowego pobytu w dżungli z powodu "głodu, zmęczenia i zimna".

Za kluczowe dla uratowania dzieci w amazońskiej puszczy ich dziadek uznał wiedzę i umiejętności przekazane im przez ich indiańską społeczność.

W naszym plemieniu dzieci uczymy od trzeciego roku życia, zabieramy do dżungli, kiedy mają 5 lat (...). Uczymy, jak łowić ryby, jak jeść owoce w puszczy, bo są i takie, których nie można ruszać, bo są trujące - dodał Narciso Mucutuy.

Ślad po czwórce rodzeństwa z plemienia Uitoto zaginął 1 maja po wypadku samolotu, którym dzieci podróżowały wraz z trzema dorosłymi. Na ich ciała ekipy ratownicze natrafiły 15 i 16 maja.

W kolejnych tygodniach ruszyły zakrojone na szeroką skalę poszukiwania z udziałem rdzennej ludności oraz wojska. W ciągu kolejnych dni znajdowali oni pozostałości przedmiotów pozostawionych w puszczy przez dzieci, m.in. pieluchy, buty sportowe i ręcznik.

W poniedziałek władze południowoamerykańskiego kraju poinformowały, że przebywające w szpitalu dzieci czują się coraz lepiej i bawią się, m.in. rysując psa o imieniu Wilson, który zaginął podczas ich poszukiwań.