Słowacka policja poszukuje mężczyzny, który w nocy wszedł do pałacu prezydenckiego w Bratysławie i przez nikogo nie niepokojony spędził tam 20 minut. W tym czasie prezydenta nie było w pałacu, a stało się to dokładnie w przeddzień wizyty w nim polskiego prezydenta, który przebywa z oficjalną wizytą na Słowacji.
Intruza w pałacu prezydenckim zarejestrowały kamery bezpieczeństwa, jednak mimo że uruchomił on alarm, bez przeszkód opuścił siedzibę słowackiej głowy państwa.
Nikt nie wie, kim jest i co tam robił.
Około pierwszej w nocy przeskoczył przez płot i przez niezabezpieczone wejście dla pracowników wszedł na teren pałacu. Tam udał się na najwyższe piętro, po drodze uruchamiając instalację alarmową.
Ochrona potraktowała to jednak jako fałszywy alarm i nie zareagowała.
Po 20 minutach intruz spokojnie wyszedł z pałacu.
Słowacki prezydent Andrej Kiska był niemile zaskoczony tą wizytą. Jak powiedział, to niesamowite, że ktoś spędza w jego pałacu kilkadziesiąt minut i nikt nie wie, co tam robił - wiadomo jedynie, że niczego nie uszkodził i nie zabrał z pałacu.
Co ciekawe ta wpadka słowackich służb bezpieczeństwa wydarzyła się zaledwie na kilka dni przez objęciem przez Słowację prezydencji w Unii Europejskiej i przed przyjazdem do Bratysławy najważniejszych europejskich polityków.
(j.)