Już drugi raz w ciągu paru dni w północnej Hiszpanii liczna grupa osób uciekła z restauracji bez płacenia za zjedzone posiłki. Tamtejsza policja sprawdza, czy za tymi incydentami stoi ta sama szajka.
Ktoś zarezerwował salę bankietową w El Rincon de Pepin w miejscowości Ponferrada. Utrzymywał, że odbędzie się tam wesele. Wpłacił zaliczkę w wysokości 1000 euro i uzgodnił menu. Na imprezę przyszło 160 osób. Zabawa trwała w najlepsze, gdy nagle w ciągu paru minut wszyscy goście zniknęli.
To było coś niezwykłego - powiedziała BBC właścicielka restauracji Laura Arias.
Kobieta utrzymuje, że rachunek za to przyjęcie wyniósł 10 tysięcy euro.
Policja bada sprawę, ale właścicielka jest pewna, że oszukali ją ci sami ludzie, którzy tydzień wcześniej nie zapłacili za posiłki w Bembibre. Rozpoznałam ich na zdjęciach - przekonuje Laura Arias.
Hiszpańskie media twierdzą, że za oszustwami stoi szajka z Europy Wschodniej, prawdopodobnie z Rumunii. Policja zapewnia, że zidentyfikowała już dwóch przywódców grupy.
Tydzień wcześniej szajka pojawiła się w restauracji Carmen w miejscowości Bembibre, położonej około 400 km na północny zachód od Madrytu. Oszuści wpłacili 900 euro zaliczki. Wyjaśniali, że chcą świętować chrzciny.
Tańczyli i nagle zniknęli. Sto osób uciekło w ciągu minuty - opowiadał w rozmowie z radiem Cadena Ser Antonio Rodriguez, właściciel lokalu. Nie wychodzili w małych grupach, lecz zrobili to wszyscy naraz. Nie mogliśmy nic zrobić, gdyż było ich aż tylu - dodał.
Straty wyniosły dwa tysiące euro.
(pj)