Ława przysięgłych w Park City w stanie Utah zadecydowała, że gwiazda filmowa Gwyneth Paltrow nie spowodowała w 2016 roku wypadku narciarskiego, w którym obrażeń doznał emeryt Terry Sanderson. Żądał on odszkodowania w wysokości 300 tys. dolarów.
Według mężczyzny aktorka jadąc lekkomyślnie wpadła na niego 26 lutego 2016 roku na stoku w Utah's Deer Valley Resort. W rezultacie zderzenia doznał złamania czterech żeber oraz wstrząsu i trwałego uszkodzenia mózgu.
Gwyneth Paltrow kategorycznie zaprzeczała. Złożyła pozew o odszkodowanie w wysokości 1 dolara i zwrot kosztów sądowych. Ława przysięgłych po obradach zgodziła się, że w rzeczywistości to Sanderson był winny.
Przyzwolenie na fałszywe roszczenie naraziło na szwank moją uczciwość - oceniła po werdykcie Paltrow cytowana przez Reutersa.
Zakwestionowała relację świadka Sandersona - Craiga Ramona będącego z grupą narciarzy, którą zorganizował mężczyzna. Był jedynym twierdzącym, że widział, jak doszło do wypadku.
Jak zeznawał Ramon usłyszał krzyk i zobaczył, jak Paltrow uderza w Sandersona od tyłu. Opisywał, że Sanderson był krótko nieprzytomny, Paltrow zaś odjechała z miejsca wypadku po około czterech minutach nie identyfikując się ani nie sprawdzając, czy Sandersonowi nic się nie stało.
Paltrow powołała się z kolei na raport instruktora narciarskiego z tego dnia. Twierdził on, że to mężczyzna uderzył w aktorkę. Jej dzieci, Apple i Moses Martin, mówiły że matka była roztrzęsiona i powiedziała im, że to Sanderson na nią wpadł.