Strażacy z Włoch, Francji i Czech ruszą na pomoc walczącym z ogniem Grekom. Pożar, który wybuchł w niedzielę, zbliżył się do Aten na najbliższą odległość zanotowaną od ponad 20 lat. Greccy strażacy informują, że w wyniku pożaru zmarła jedna osoba.

REKLAMA

"Nie mamy do czynienia ze zwykłym pożarem"

"Nie mamy do czynienia ze zwykłym pożarem, który wymknął się spod kontroli, to najbardziej niebezpieczny scenariusz dla strażaków, służb i mieszkańców" - oświadczył we wtorek minister Grecji ds. kryzysu klimatycznego i obrony cywilnej Wasilis Kikilias, odnosząc się do trwającego od niedzieli pożaru w Attyce.

Minister poinformował, że po 40 godzinach od wybuchu pożaru możemy stwierdzić, że nie ma aktywnego frontu ognia, są natomiast rozrzucone punkty zapalne.

"Muszę podkreślić jeszcze raz, że po pojawieniu się pierwszego ogniska pożaru w niedzielę po południu odpowiedź z powietrza nadeszła w ciągu pięciu minut, a ze strony wozów strażackich w ciągu siedmiu minut" - podał szef resortu. Jak dodał, pożar rozprzestrzeniał się mimo natychmiastowej reakcji i wsparcia technologicznego, m.in. w postaci dronów. Sytuację pogarszał silny wiatr, trwająca od dawna susza i uwarunkowania terenowe: góry, lasy i porozrzucane domy.

Lider opozycyjnej partii Syriza Stefanos Kaselakis zakwestionował dane dotyczące liczby jednostek lotniczych wykorzystanych podczas akcji gaśniczej.

Straż pożarna podkreśliła, że sytuacja w Attyce we wtorek poprawiła się, a wiatr nie jest tak silny jak w poniedziałek. Strażacy wciąż jednak walczą z ogniem m.in. w Warnawas, Maratonie, Nea Makri.

Walka z ogniem na przedmieściach Aten. / PAP/EPA/GEORGE VITSARAS / PAP
Strażacy walczący z ogniem na przedmieściach Aten. / PAP/EPA/GEORGE VITSARAS / PAP
Strażak walczący z ogniem w okolicach Maratonu. / PAP/EPA/ALEXANDROS BELTES / PAP
Mieszkańcy walczący z ogniem w okolicach Maratonu. / PAP/EPA/ALEXANDROS BELTES / PAP
Kobieta z poparzonym kotem. / PAP/EPA/GEORGE VITSARAS / PAP
Kobieta, której dom ucierpiał w pożarze w okolicach Dionizos. / PAP/EPA/GEORGE VITSARAS / PAP
Strażak walczący z ogniem w okolicach Pendeli. / PAP/EPA/GEORGE VITSARAS / PAP
Spalony dom w Dionizos. / PAP/EPA/GEORGE VITSARAS / PAP
Samolot gaśniczy w okolicach Grammatiko. / PAP/EPA/ALEXANDROS BELTES / PAP
Strażak w okolicach miejscowości Grammatiko. / PAP/EPA/ALEXANDROS BELTES / PAP

Ekstremalny pożar wybuchł w niedzielę

Wszystko zaczęło się ok. 35 km na północ od greckiej stolicy, w okolicach Warnawas.

Ogień rozprzestrzenił się bardzo szybko, w czym pomógł mu silny wiatr, i w poniedziałkowy wieczór był już w miejscowości Wrilisia, 14 km od centrum Aten.

Media poinformowały, że greckie władze zdecydowały się poprosić o pomoc społeczność międzynarodową. Do walczącego z ogniem kraju ruszą Francuzi, Włosi i Czesi. Swoją pomoc zaoferowali także Polacy, Hiszpanie i Turcy.

Obecnie w akcji gaśniczej uczestniczy 40 strażaków z Rumunii, którzy przybyli do Grecji w lipcu w ramach programu Unijnego Mechanizmu Ochrony Ludności.

Sytuacja ciągle się zaostrza, stale tworzą się nowe ogniska pożaru, które rozprzestrzeniają się szybko, wspomagane przez bardzo silne wiatry - wyjaśniał rzecznik straży pożarnej Vassilis Vathrakogiannis.

Z ogniem walczy kilkuset strażaków, wolontariusze, a także ponad 30 gaśniczych jednostek latających.

Ewakuowano 30 obszarów. Część osób nie chce opuszczać domów

Jak do tej pory greccy strażacy poinformowali o jednej ofierze śmiertelnej - ok. 60-letniej kobiecie znalezionej we Wrilisii, w spalonej fabryce. Kobieta podobno nie zdołała ewakuować się na czas.

Kilkunastu osobom medycy udzielili pomocy w związku z zatruciem dymem. Poparzonych zostało też kilku strażaków. Z ponad 30 obszarów ewakuowano mieszkańców.

Doszło do wstrzymania dostaw prądu w okolicy Aten. Zawrócono także promy pasażerskie płynące do portu Rafina. Część osób z obszarów zagrożonych pożarem odmawia ewakuacji, nie chcąc zostawiać swojego dobytku na pastwę żywiołu.

Na razie nie jest znana skala zniszczeń. Media informują o spalonych drzewach, budynkach, pojazdach i uprawach. Uszkodzonych zostało 120 słupów elektrycznych. Według służb meteorologicznych do poniedziałkowego popołudnia pożar objął 10 tys. hektarów roślinności. Nie wiadomo, ile osób musiało opuścić swoje domy. Według agencji może chodzić o setki ludzi.

W mediach społecznościowych pojawiają się apele o ratowanie zwierząt z terytorium objętego kataklizmem.

Ministerstwo pracy ogłosiło zakaz wykonywania obowiązków na zewnątrz w sektorze prywatnym w regionie Attyki. Zakaz, dotyczący m.in. budowlańców i dostawców, ma obowiązywać też we wtorek.

Grecja ma za sobą najcieplejszą zimę w historii pomiarów i zapowiada się na to, że podobnie będzie z tegorocznym latem. Duże obszary kraju, w tym objęte obecnym pożarem, od dawna czekają na deszcz. Grecja jest w stanie najwyższego zagrożenia pożarowego przynajmniej do czwartku. Spodziewane są silne wiatry i temperatura osiągająca 40 st. Celsjusza.

Agencja AP cytuje szefa głównego związku strażaków w Grecji Nikosa Lavranosa, który powiedział, że "strażacy pracują pełną parą od miesięcy i są wyczerpani".