Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza wygrała niedzielne wybory parlamentarne w Hiszpanii. Według wstępnych wyników, socjaliści zapewnili sobie 120 miejsca w 350 osobowym Kongresie Deputowanych. Wszystko wskazuje jednak, że ani lewica, ani prawica nie będą w stanie stworzyć stabilnej koalicji rządzącej.
PSOE straciła trzy mandatu w stosunku do wyborów z 28 kwietnia. Wynik ugrupowania Pedro Sancheza oznacza, że partia będzie ponownie musiała szukać koalicjantów do utworzenia większościowego gabinetu. Po kwietniowych wyborach PSOE prowadziła negocjacje z lewicowym blokiem Unidas Podemos - te jednak zakończyły się fiaskiem. Do tarć doszło także w samym Podemosie, od którego odłączyło się kilku aktywistów i stworzyli własne ugrupowanie - Mas Pais, które w tych wyborach zdobyło trzy mandaty. Podemos z kolei wprowadzi teraz 35 posłów - o siedmiu mniej niż ostatnio.
W wyborach zyskały ugrupowania prawicowe. Drugie miejsce zajęła Partia Ludowa, która zwiększyła liczbę posłów z 66 do 87. Największym wygranym listopadowej elekcji był skrajnie prawicowy Vox, który zyskał aż 52 miejsca - wcześniej w parlamencie zasiadało ich 24 posłów.
Eksperci są przekonani, że za sukcesem Vox stoi upadek centroprawicowej partii Ciudadanos (Cs). Liberałowie zdobyli zaledwie 10 mandatów, tracąc aż 47 miejsc w parlamencie. Partia ta była trzecią siłą polityczną w Hiszpanii.
Do Kongresu swoich posłów wprowadzą partie separatystyczne. 13 mandatów zdobyła Republikańska Lewica Katalonii (ERC), 8 - Razem dla Katalonii (JxCAT), a 2 - Kandydatura Jedności Ludowej (CUP).
W nowym Kongresie Deputowanych znajdzie się też 12 polityków baskijskich ugrupowań separatystycznych: Nacjonalistycznej Partii Basków (PNV) oraz EH Bildu. Zdobyły one odpowiednio 7 i 5 mandatów.
2 mandaty wywalczyły też w niedzielę Navarra Suma (Na+), blok Koalicji Kanaryjskiej (CCa), a także po jednym Koalicja na rzecz Melilli (CpM), Nacjonalistyczny Blok Galicyjski (BNG), a także Regionalna Partia Kantabrii (PRC) i partia Teruel Existe.
Wyniki wyborów oznaczają, że i lewica, i prawica mają poważny problem z utworzeniem stabilnej większości - do tego potrzeba 176 mandatów. By Sanchez znowu mógł zostać premierem musi przekonać do siebie Podemos, Mas Pais, a także ugrupowania regionalne, w tym ECR. Prawica na samodzielne rządzenie raczej nie ma szans. Niektórzy eksperci wskazują, że jeśli politycy nie będą chcieli kolejnych wyborów, być może wymagana będzie tzw. wielka koalicja centroprawicowych ludowców z socjalistami.
Premier Hiszpanii Pedro Sanchez w nocnym przemówieniu zapowiedział wznowienie rozmów w sprawie utworzenia koalicyjnego rządu. Przypomniał, że zwycięstwo jego partii jest trzecim w tym roku sukcesem PSOE po wygraniu 26 kwietnia wyborów do Kortezów Generalnych oraz głosowania z 26 maja, kiedy Hiszpanie głosowali w wyborach regionalnych, samorządowych i do PE.
Sanchez podziękował "milionom Hiszpanów za udział w wyborach", a także sympatykom PSOE, którzy wsparli to ugrupowanie. Od jutra bierzemy się mocno do pracy (...) działając w celu usunięcia blokady politycznej w naszym kraju - zapowiedział. Wezwał wszystkie ugrupowania polityczne do tego, aby działać "w sposób odpowiedzialny" na rzecz likwidacji pata politycznego, wynikającego z braku w Hiszpanii większościowego rządu.
Sanchez "wzywając ugrupowania polityczne do dialogu w celu usprawnienia rządów" zaznaczył, że nie zamierza jednak negocjować z tymi partiami, które "sieją nienawiść" i "nie kierują się demokracją".
Premier odnotował, że pomimo spodziewanej wcześniej niższej frekwencji w wyborach głosowało stosunkowo wielu obywateli kraju. Łącznie do urn udało się blisko 70 proc. z łącznej liczby 37 mln Hiszpanów uprawnionych do głosowania, czyli o prawie 6 pkt. procentowych mniej niż 28 kwietnia.
Dziennikarze telewizji TVE wskazują, że socjaliści, pomimo wiktorii wyborczej, stracili 3 mandaty w Kongresie Deputowanych, niższej izbie parlamentu i ze 120 posłami są wciąż dalecy od zapewnienia sobie większościowego poparcia.
TVE oraz dziennik "Publico" przypominają słowa wypowiedziane podczas wieczoru wyborczego przez Pablo Iglesiasa, lidera Unidas Podemos, krytykujące "bezsensowność" organizacji listopadowych wyborów w sytuacji, kiedy po głosowaniu z 28 kwietnia premier Pedro Sanchez nie próbował negocjować rządu koalicyjnego z UP.
Oba te media cytują też wypowiedź szefa UP, który stwierdził, że decyzją o rozpisaniu wyborów Pedro Sanchez wzmocnił tylko opozycję i "wprowadził" do Kongresu dodatkowych posłów skrajnie prawicowej partii Vox.
Dzienniki "El Pais" i "El Mundo" wskazują, że tym razem liczebność posłów lewicy została w Kongresie okrojona na rzecz ugrupowań prawicowych. PSOE straciło trzy mandaty, zaś UP siedem. Wprawdzie do parlamentu wszedł lewicowy blok Mas Pais, ale zdobył on zaledwie trzy miejsca w niższej izbie Kortezów Generalnych.
Wydawana w Barcelonie "La Vanguardia" odnotowuje z kolei wejście do hiszpańskiego parlamentu radykalnie separatystycznej Kandydatury Jedności Ludowej (CUP). Ugrupowanie, które w niedzielę wywalczyło dwa mandaty do Kongresu Deputowanych, opowiada się za natychmiastowym odłączeniem Katalonii od Hiszpanii.
O ile sukces CUP przypisywany jest radykalizacji nastrojów w Katalonii po skazaniu w październiku separatystycznych polityków, to porażka wyborcza pochodzącej z tego regionu partii Ciudadanos tłumaczona jest niewłaściwą polityką tego ugrupowania w sytuacji pogłębiającego się kryzysu politycznego w tym regionie.