"Jeżeli protesty nie zgromadzą wielkiej liczby ludzi, to z czasem się uciszą; natomiast jeśli ludzi będzie cały czas bardzo dużo, to ta masa w którymś momencie zmusi władze do ustępstw" - powiedział Wojciech Górecki, główny analityk w Zespole Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej Ośrodka Studiów Wschodnich, który był gościem Radia RMF24. Badacz odniósł się do aktualnych wydarzeń w Gruzji.

REKLAMA

W Tbilisi trwają protesty przeciwko decyzji władz o zawieszeniu rozmów w sprawie wejścia Gruzji do Unii Europejskiej do 2028 roku. Protestujący wyszli na ulice także kilku innych gruzińskich miast. W starciach demonstrantów i służb zostało poszkodowanych wielu dziennikarzy i policjantów.

Protestów ciąg dalszy

Do demonstracji dochodziło już wcześniej, po wyborach parlamentarnych. Do ich "uczciwości" były zgłaszane rozmaite wątpliwości - powiedział Górecki, przypominając wydarzenia po wyborach z 26 października. Wygrała je partia Gruzińskie Marzenie.

Dodał, że nowy parlament nie jest uznawany przez opozycję ani przez prezydent Salome Zurabiszwili.

Analityk stwierdził, że jest za wcześnie, by stwierdzić, jak bardzo protestujący są zdeterminowani i czy znajdą się wśród nich liderzy.

Jeżeli protesty nie zgromadzą jakiejś wielkiej liczby ludzi, to one z czasem się uciszą; natomiast jeśli ludzi będzie cały czas bardzo dużo, to ta masa w którymś momencie zmusi władze do ustępstw - ocenił.

Brutalna reakcja służb

Gruzińska policja używa armatek wodnych wypełnionych mieszanką wody z substancjami chemicznymi, by rozproszyć tłum. Według doniesień mediów, ludzie skarżą się na poparzenia, a liczba poszkodowanych rośnie.

Górecki porównał tę sytuację z wydarzeniami z 2013 roku w Ukrainie. Nasuwa się analogia do Majdanu. Kiedy rzeczywiście protesty były tłumione, ludzie byli zmęczeni i nagle ofiary śmiertelne, brutalność, i ustawy końcowe Janukowycza spowodowały, że ludzie jakby nabrali nowego wigoru, nowych sił i w efekcie doprowadzili do ustąpienia prezydenta Ukrainy. Tutaj mechanizm może być podobny - powiedział Wojciech Górecki.

Gruzińskie Marzenie u władzy na czwartą kadencję

Gruzińskie Marzenie nie musiało ogłaszać oficjalnie decyzji o zawieszeniu rozmów w sprawie wejścia do Unii Europejskiej.

Władze poczuły się bardzo pewnie - skomentował Górecki. Uważa on, że partia rządząca chciała tym krokiem podkreślić swoją władczość.

Zwolennicy partii rządzącej na poziomie deklaratywnym nie rezygnują z akcesji Gruzji do Unii Europejskiej, a premier państwa oficjalnie zakłada, że dołączenie do Wspólnoty nastąpi w 2030 roku. Chce, by stało się to "na własnych zasadach. Dodatkowo nie chce, żeby Unia szantażowała Gruzję procesem akcesyjnym".

Według analityka taki model akcesji jest realnie niemożliwy, mimo że do zwolenników partii ta obietnica przemawia. Państwo więcej zyska gospodarczo współpracując z Rosją - z którą graniczy - a nie z Unią Europejską.

Jak powiedział Wojciech Górecki, Gruzińskie Marzenie nie bez powodu wygrało wybory. Poradziło sobie z sytuacją podczas pandemii, a niedawno odnotowało kilkunastoprocentowy wzrost PKB w wyniku napływu Rosjan do kraju po agresji Kremla na Ukrainę.

Opracowanie: Bernadetta Skoś