Kandydat prawicy Francois Fillon usłyszy w najbliższych dniach zarzuty i będzie musiał wycofać się ze zbliżających się we Francji wyborów prezydenckich. Tak przynajmniej twierdzi jeden z renomowanych francuskich tygodników "Le Journal de Dimanche".
"Le Journal de Dimanche" twierdzi - powołując się na źródła w prokuraturze - że zarzuty usłyszą prawdopodobnie Francois Fillon i jego żona Penelope w związku z aferą domniemanej fikcyjnej pracy tej ostatniej m.in. jako asystentki parlamentarnej. Penelope Fillon miała zarobić dzięki temu blisko milion euro.
Sam Francois Fillon już dawno zapowiedział, że jeżeli usłyszy zarzuty, to zrezygnuje z udziału w wyścigu prezydenckim. Komentatorzy sugerują więc, że w ostatniej chwili w partii Republikanów może zapanować panika. Ugrupowanie to będzie musiało wyłonić nowego kandydata. Być może będzie nim były premier Francji Alain Juppe.
W czwartek adwokat Fillona poinformował, że zaapelował do prokuratury finansowej, by wycofała się z dochodzenia w sprawie nieprawidłowości wokół zatrudnienia jego żony.
Dochodzenie dotyczy doniesień satyrycznego tygodnika "Le Canard Enchaine", który 25 stycznia podał, że żona polityka zarobiła ponad 830 tys. euro za wieloletnią pracę jako asystentka parlamentarna Fillona, a potem jego następcy oraz współpracę z pewnym pismem literackim. Na rzeczywiste świadczenie tej pracy nie ma dowodów.
Sprawa poważnie zaszkodziła Fillonowi i osłabiła jego szansę na prezydenturę. Zaprzeczył on, jakoby działał niezgodnie z prawem, i przeprosił Francuzów za zatrudnianie członków rodziny. 76 proc. Francuzów powątpiewa w argumenty Fillona, że praca jego żony była jak najbardziej prawdziwa. Ponad 400 tys. osób podpisało dotąd petycję z żądaniem zwrotu przez Penelope Fillon publicznych pieniędzy, jakie zarobiła.
Wybory prezydenckie odbędą się we Francji w kwietniu i maju.
(j.)