W ostatnich latach coraz więcej francuskich krezusów wyprowadza się za granicę, by uniknąć wysokich podatków - pisze dziennik "Le Monde". Inni, jak Liliane Bettencourt, zostają w kraju, unikając fiskusa przy użyciu różnych wybiegów.

REKLAMA

Francuska popołudniówka analizuje to zjawisko, komentując toczące się dochodzenie w sprawie podejrzeń miliarderki Liliane Bettencourt, dziedziczki firmy L'Oreal, o oszustwa podatkowe.

"Bogacze biorą wciąż nogi za pas" - tytułuje gazeta artykuł, w którym czytamy, że miliarderzy to z całą pewnością towar, który Francja eksportuje najlepiej. Na potwierdzenie swojej tezy "Le Monde" podaje, że jeszcze 10 lat temu liczba "uciekinierów podatkowych" wśród najbogatszych obywateli Francji sięgała 350 osób, a w ostatnich latach wzrosła ponad dwukrotnie. W 2008 roku - gdy ostatni raz podano oficjalne dane - za granicę wyprowadziło się już 821 wielkich francuskich fortun.

Ulubionym celem ucieczek Francuzów przed fiskusem są Szwajcaria i Belgia, z racji niskich obciążeń podatkowych i niedużej odległości. Według "Le Monde", w pierwszym ze wspomnianych krajów "schroniły się" np. rodzina Wertheimer, posiadająca dom mody Chanel, czy klan Peugeot - spadkobiercy słynnego producenta samochodów o tej nazwie. Także w Szwajcarii - jak podaje tygodnik "Le Nouvel Observateur" - podatki płaci wiele gwiazd show-businessu i sportu, jak piosenkarze Charles Aznavour i Johnny Hallyday, czy tenisista Jo-Wilfried Tsonga. Z kolei w Belgii rozliczają się z fiskusem np. właściciele sieci hipermarketów Auchan i Carrefour (rodziny Mulliez i Halley), czy producenci słynnych perfum Guerlain.

Głównym powodem migracji bogaczy jest istniejący nad Sekwaną - w przeciwieństwie do sąsiednich krajów - podatek od wielkiego majątku, nazywany oficjalnie "podatkiem solidarnościowym od fortuny" (ISF). Uważany za francuski wyjątek, zmusza on krezusów do uiszczenia dodatkowej kwoty wynoszącej maksymalnie do 1,8 proc. ich całego majątku. Według danych z tego roku, ISF musiało zapłacić 562 tysięcy najbogatszych francuskich podatników.

Jak zauważa "Le Monde", w przeciwieństwie do tych "uciekinierów" Liliane Bettencourt, najbogatsza kobieta we Francji, właścicielka trzeciej fortuny w tym kraju (jej majątek szacuje się na 17 do 20 miliardów euro), płaci podatki w swoim kraju. Dlaczego?

Francuskie media nie mają wątpliwości, że stało się tak dzięki jej doradcom finansowym. Wskazali oni jej, jak - wykorzystując luki w prawie - uniknąć płacenia ogromnego podatku od majątku i radykalnie zmniejszyć inne obciążenia fiskalne. W efekcie, według tygodnika "Le Canard Enchaine", stopa podatku dochodowego nałożonego na zyski miliarderki nie przekroczyła 9 proc. jej rzeczywistych dochodów, czyli była równa obciążeniu fiskalnemu urzędnika średniego szczebla.

Dodatkowo media ujawniły, że Liliane Bettencourt otrzymała, zgodnie z prawem, w ciągu ostatnich 4 lat zwrot nadpłaconego podatku w łącznej wysokości 100 milionów euro z tytułu tzw. tarczy podatkowej. "Tarcza" ta, krytykowana od dawna we Francji przez lewicową opozycję, ogranicza maksymalny pułap obciążenia podatnika do 50 proc. jego dochodów.

Mimo zręcznych doradców finansowych miliarderka ma jednak problemy z wymiarem sprawiedliwości. Francuska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie podejrzeń, że Bettencourt ukrywała przed francuskim fiskusem część swoich dochodów i lokowała je na tajnych kontach za granicą. Z informacji otoczenia Bettencourt, podanych w prasie, wynika, że ma ona co najmniej dwa nieznane francuskiemu fiskusowi konta w Szwajcarii oraz że jest właścicielką wyspy Arros na Seszelach, także zatajonej przed urzędem podatkowym.

O pomoc miliarderce w ukrywaniu tych dochodów jest natomiast podejrzewany minister pracy Eric Woerth i jego żona Florence, była pracowniczka firmy Liliane Bettencourt.