Francji coraz bardziej grozi katastrofa atomowa porównywalna z Fukushimą. Alarmują o tym w liście protestacyjnym do prezydenta François Hollande’a nadsekwańskie organizacje ekologiczne i kilkadziesiąt alzackich samorządów lokalnych.
Autorzy listu, którzy powołują się na nowe badania niezależnych ekspertów, żądają natychmiastowego zamknięcia najstarszej francuskiej elektrowni atomowej w Fessenheim w Alzacji. Według specjalistów, ponad 30-letnia siłownia nie wytrzyma nie tylko potencjalnego trzęsienia ziemi średniej siły, ale nawet dużej powodzi. Ostrzegają Hollande’a, że może przejść do historii jako "prezydent katastrofy", która dotknie dużą część Europy - od Szwajcarii do Morza Północnego.
Już w marcu tego roku odbyła się w Alzacji międzynarodowa demonstracja przeciwko "bombie atomowej z opóźnionym zapłonem" - bo tak nazywana jest przez ekologów najstarsza francuska elektrownia atomowa w Fessenheim, której zamknięcia żąda nie tylko część Francuzów, ale również Niemcy i Szwajcarzy. Ta wybudowana w 1977 roku elektrownia budzi coraz więcej obaw. Eksperci odkryli bowiem, że ryzyko trzęsienia ziemi w rejonie Fessenheim jest większe, niż wcześniej przypuszczano. Jej zamknięcia żądają władze Alzacji oraz miast, które znajdują się w pobliżu - nie tylko we Francji, ale również właśnie w Niemczech i Szwajcarii. W marcowej demonstracji w Fessenheim - oprócz ekologów i organizacji społecznych z trzech krajów - wzięli udział sami pracownicy elektrowni, którzy coraz bardziej boją się w niej pracować.
Prezydent Francois Hollande zapowiedział w czasie kampanii wyborczej, że jeżeli dojdzie do władzy, to najstarsza francuska elektrownia jądrowa zostanie zamknięta. Ekolodzy alarmują jednak, że za bardzo z tym zwleka. Tym bardziej, że po ostatniej serii napraw w elektrowni w Fessenheim - która kosztowała blisko ćwierć miliarda euro i z powodu której jeden z reaktorów nie funkcjonował prawie przez rok - rząd uznał, że poziom bezpieczeństwa w tej siłowni jest na razie "generalnie zadowalający".