Tradycyjne urny wyborcze okazały się lepsze od elektronicznych. Przed drugą turą wyborów prezydenckich we Francji władze części miast, w których eksperymentowano z „elektronicznym głosowaniem”, zapowiedziały, że wycofują się z tego przedsięwzięcia.
Jak się okazało, interaktywne ekrany, na których trzeba było wybierać nazwiska kandydatów, sprawiły wiele problemów w czasie pierwszej tury wyborów. Ludzie nie za bardzo wiedzieli, jak z nich korzystać i często się mylili. W dodatku elektroniczne głosowanie przebiegało bardzo wolno. W wielu miejscach, aby zagłosować, trzeba było czekać ponad godzinę.
Rezultat był taki, że wszędzie tam, gdzie zainstalowano elektroniczne urny, z których każda kosztowała ponad 4 tysiące euro, średnia frekwencja była znacznie niższa, niż w lokalach, gdzie głosowanie odbywało się w sposób tradycyjny.
Nad Sekwaną obowiązuje cisza wyborcza, ale intrygujące rezultaty najnowszego sondażu ujawnia szwajcarski dziennik "La Tribune de Geneve". Według tej gazety Nicolasa Sarkozy'ego popiera prawie 55 procent wyborców, zaś Segolene Royal - 45 procent. Posłuchaj relacji francuskiego koresondenta RMF FM Marka Gładysza:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio