Filipińczyk, właściciel ośrodka dziennej opieki dla dzieci z manilskich slumsów, który rano uprowadził w Manili 32 dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią zwolnił je przed zapadnięciem zmroku. Porywacz wraz z pomocnikiem domagali się wyrównania szans dzieci z biednych przedmieść Manili.
Dzieci w wieku od 4 do 6 lat miały odbyć autokarem wycieczkę po Manili, a także wyjechać poza miasto. Porywacze przetrzymywali zakładników w autokarze przez 8,5 godziny.
Uwolnienie udało się wynegocjować policyjnym mediatorom. Mężczyźni domagali się wyrównania szans dzieci z biednych przedmieść Manili, a przede wszystkim zapewnienia im wykształcenia. Mężczyźni byli uzbrojeni, w rozmowie telefonicznej zapowiadali, że uczynią wszystko, by nikomu nic się nie stało.
Inicjator porwania wyraził ubolewanie, że naraził oddane pod jego opiekę dzieci na tak silny stres, zaznaczył jednak, że chciał w ten sposób zwrócić uwagę społeczeństwa na "rzeczywistość polityczną" kraju - korupcję, "zgniły system", przepaść między bogatymi i biednymi. Kocham te dzieci - dlatego właśnie tu jesteśmy. Nikt nie ucierpi - jeśli miałoby dojść do rozlewu krwi, nie będę pierwszym, który odda strzał. Zwracam się do policjantów: Miejcie litość dla tych dzieci - apelował porywacz w rozmowie telefonicznej z manilską stacją radiową.
Rano porywacze uwolnili jednego chłopca, bo dostał on wysokiej gorączki. Z autobusu malca wyniósł filipiński gwiazdor filmów akcji i zarazem senator Ramon Revilla.