„Wojska rosyjskie stacjonujące przy granicy z Ukrainą przypominają wydarzenia z 2014 roku. Forsowana głównie przez Niemcy polityka ustępstw wobec Rosji zakończyła się fiaskiem” – pisze na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Kirył Tkaczenko, publicysta i historyk z Kijowa.
Grudzień 2021: wojska rosyjskie stacjonują przy granicy z Ukrainą, wiceminister spraw zagranicznych Rosji mniej lub bardziej otwarcie grozi wojną. Całość przypomina wydarzenia z 2014 roku, ale budzi znacznie większe obawy - konstatuje Tkaczenko.
"Lider ugrupowania parlamentarnego partii, która wygrała ostatnie wybory, mówi o ‘spirali gróźb i zagrożeń’, które trzeba przełamać. Jego partyjny kolega, nowy kanclerz Olaf Scholz, określa Nord Stream 2 jako ‘projekt sektora prywatnego’" - wylicza autor.
Niemcy od miesięcy blokują dostawę 90 karabinów snajperskich dla ukraińskiej armii. "Właściwie powinno być oczywiste, że forsowana głównie przez Niemcy polityka ustępstw wobec Rosji zakończyła się wielkim fiaskiem, że dostawy rosyjskiego gazu są wykorzystywane jako środek nacisku politycznego, a w najgorszym razie armia ukraińska będzie zmuszona samotnie zmierzyć się ze znacznie lepszym przeciwnikiem" - dodaje publicysta.
"Ukraina nie jest członkiem NATO, a w przypadku rosyjskiego ataku nikt nie pójdzie za nią walczyć". Dały to już do zrozumienia m.in. USA i Wielka Brytania. "Nie jest pewne, czy groźby sankcji gospodarczych wystarczą, by powstrzymać Putina" - ocenia Tkaczenko.
Jak dotąd Rosja nie ucierpiała z powodu zachodnich sankcji, miały one raczej symboliczny charakter, a ich znaczenie zostało zniwelowane przez realizację projektów typu Nord Stream 2. "Rosji pozwolono okupować części sąsiednich krajów lub zrzucać bomby na ludność cywilną w Syrii bez obaw o poważne konsekwencje. W ciągu ostatnich siedmiu lat stało się już tradycją, że niezliczone ‘wyrazy zaniepokojenia’ niemieckich polityków wiązały się z zapewnieniem, że konieczne jest ‘kontynuowanie rozmów’. Dlaczego więc Kreml miałby czuć się teraz zmuszony do porzucenia dotychczasowej drogi?" - pyta retorycznie publicysta.
W Niemczech i tak poczyniono postępy w porównaniu z 2014 rokiem - w nowej koalicji znaleźli się Zieloni, którzy mają do Kremla znacznie bardziej krytyczne podejście, niż była kanclerz Angela Merkel czy SPD - partia, z której wywodzi się kanclerz Scholz.
Zrozumienie niebezpieczeństwa, jakim jest Rosja, jest obecnie dużo klarowniejsze, niż w przededniu aneksji Krymu. "Można się spodziewać, że tym razem sankcje gospodarcze w przypadku ataku na Ukrainę będą zaostrzone, niemniej jednak w debacie publicznej o Ukrainie widać brak zrozumienia sytuacji" - podkreśla Tkaczenko.
Przypomina, że w niemieckich mediach pojawiają się artykuły o wymownych tytułach typu "Obie strony muszą wyciszyć eskalację" lub "Zachód powinien poważnie potraktować obawy Putina".
"Autor artykułu w szanowanej gazecie opowiada się nawet za prawem Rosji do własnych stref wpływów" - zauważa autor. "Takie głosy nie są dominującą tendencją, a jakość debaty poprawiła się w porównaniu z latami 2014 - 2015". Widać jednak, że wobec rosyjskiego imperializmu wciąż obowiązuje duża pobłażliwość.
Bezprecedensowym wydarzeniem było zrzeczenie się przez Kijów trzeciego co do wielkości arsenału nuklearnego na świecie na podstawie Memorandum Budapeszteńskiego w 1994 w zamian za respektowanie niepodległości i granic Ukrainy. W tym czasie kraj chciał wzmocnić swoje bezpieczeństwo poprzez przystąpienie do NATO. "Minęło kilka lat, zanim poważnie rozważono perspektywę przystąpienia Ukrainy do NATO. W 2008 roku nadszedł na to czas i dzięki wysiłkom dyplomatycznym Niemiec kraj został odrzucony. Drugim krajem, odrzuconym w tym samym czasie, była Gruzja, jeszcze w samym roku zaatakowana przez Rosję" - przypomina Tkaczenko.
W 2014 roku Ukraina kontynuowała swoje wysiłki, a odpowiedzią Niemiec, zamiast zmniejszenia zależności od rosyjskiego gazu, była rozbudowa Nord Stream 2. "Republika Federalna Niemiec, zakazując dostaw broni na Ukrainę, pomagała de facto finansować rozbudowę rosyjskich sił zbrojnych. Można dokładnie obliczyć, ile niemieckich pieniędzy znajduje się w każdej bombie zrzuconej przez rosyjskie samoloty wojskowe na cywilów w Syrii".
"Ale nawet Syria nie była powodem do przemyślenia polityki ustępstw. I dlaczego Putin miałby nagle nie zrobić na Ukrainie tego samego, co pozwolono mu zrobić bezkarnie w Czeczenii czy Syrii? Jego dotychczasowe doświadczenie uczy go, że Zachód się cofnie" - uważa publicysta i podkreśla: "Współodpowiedzialność Republiki Federalnej Niemiec za ryzyko wojny jest ogromna. Czas uznać rzeczywistość: polityka appeasementu już doprowadziła do katastrofy. Trzeba podjąć działania, zanim Rosja dokona inwazji na Ukrainę, zanim nie jest za późno. (...) A jeśli Republika Federalna nie ma odwagi wspierać Ukrainy dostawami broni, to przynajmniej nie powinna dalej blokować decyzji innych państw w tej sprawie".