Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan wezwał muzułmanów do wsparcia sprawy palestyńskiej zaznaczając, że każdy dzień pozostawiania Jerozolimy pod "okupacją" jest dla nich obrazą. Wypowiedź ostro skrytykował Izrael.
Przemawiając w Stambule do przedstawicieli stowarzyszeń z Jerozolimy Erdogan porównał izraelską politykę wobec Palestyńczyków do południowoafrykańskiego apartheidu i zażądał od USA rezygnacji z planów przeniesienie ich ambasady do Jerozolimy.
Jaka jest różnica między obecnymi praktykami izraelskich władz oraz rasistowską i dyskryminacyjną polityką, którą uprawiano wobec czarnoskórych niegdyś w Ameryce i do niedawna w Afryce Południowej? - zapytał turecki prezydent. Jako "nadzwyczaj fałszywe" określił rozważania na temat przeniesienia ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy i wezwał do porzucenia takich planów.
Jak zaznacza agencja AP, była to najostrzejsza retoryka, jakiej Erdogan użył wobec Izraela od czasu przywrócenia przez oba państwa w ubiegłym roku stosunków dyplomatycznych na szczeblu ambasadorów.
Izrael zdecydowanie przeciwstawił się zaprezentowanej przez tureckiego prezydenta krytyce. Kto we własnym kraju systematycznie narusza prawa człowieka, ten nie powinien uprawiać moralizatorstwa wobec jedynej prawdziwej demokracji w regionie. Izrael w sposób ciągły zapewnia pełną wolność religijną dla Żydów, muzułmanów i chrześcijan - i będzie to czynił dalej mimo bezpodstawnej kampanii oczerniania go - oświadczył rzecznik izraelskiego ministerstwa spraw zagranicznych Emmanuel Naszon.
(az)