Turcja sprzeciwi się NATO-wskiemu planowi obrony dla państw bałtyckich, jeśli sojusznicy z NATO nie uznają ugrupowań, z którymi walczymy, za terrorystów - zagroził prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan na konferencji prasowej w Ankarze przed wylotem do Londynu na szczyt Sojuszu. Ogłosił, że Turcja oczekuje bezwarunkowego wsparcia w walce z zagrożeniami terrorystycznymi. Równocześnie jednak Erdogan poinformował, że rozmawiał wczoraj telefonicznie z prezydentem RP Andrzejem Dudą i zgodził się spotkać z nim i przywódcami krajów bałtyckich w Londynie, by omówić problem tureckiego poparcia dla planów NATO.
"Z przyjemnością możemy się tam spotkać i omówić również te kwestie" - stwierdził turecki przywódca. "Ale jeśli nasi przyjaciele z NATO nie uznają za organizacje terrorystyczne tych, które my uważamy za organizacje terrorystyczne (...), sprzeciwiamy się wszelkim krokom, które mają zostać tam (w Londynie - przyp. RMF) podjęte" - przestrzegł.
Oczekuje się, że Turcja, Francja, Niemcy i Wielka Brytania zorganizują w kuluarach szczytu NATO osobne spotkanie.
Jak zapowiedział Erdogan, przedstawiciele tych państw będą rozmawiać głównie o tureckich planach ustanowienia strefy bezpieczeństwa w północno-wschodniej Syrii, co do tej pory spotykało się z krytyką europejskich sojuszników Ankary.
Turecki prezydent zapowiedział również, że w Londynie spotka się także z premierem Grecji Kyriakosem Micotakisem. Turcja prowadzi spór z Grecją i Cyprem o własność morskich zasobów naturalnych we wschodniej części Morza Śródziemnego.
O tym, że Ankara odmawia poparcia NATO-wskiego planu pomocy dla Polski i krajów bałtyckich, dopóki Sojusz nie zaoferuje jej politycznego poparcia w walce przeciw kurdyjskim milicjom YPG w Syrii, poinformowała tydzień temu agencja Reutera, powołując się na czterech wysokiej rangi przedstawicieli NATO.
Ankara uważa kurdyjskich bojowników z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK).
Oddziały te są jednak wspierane przez Zachód i stanowią główny trzon Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które odegrały decydującą rolę w pokonaniu Państwa Islamskiego na terenie Syrii.
Według ubiegłotygodniowych doniesień Reutera, Ankara poinstruowała swojego przedstawiciela w NATO, by nie podpisywał planów dotyczących pomocy dla Polski i krajów bałtyckich, a także - zarówno podczas oficjalnych spotkań, jak i nieformalnych rozmów - domaga się kategorycznie oficjalnego uznania YPG przez Sojusz za terrorystów.
Delegacje NATO starają się tymczasem - przypomina Reuters - pozyskać poparcie wszystkich 29 członków Sojuszu dla planu obrony Polski, Litwy, Łotwy i Estonii na wypadek rosyjskiej agresji. Bez aprobaty Ankary Sojuszowi trudno będzie szybko wzmocnić mechanizmy obronne dla tych krajów.
Jak powiedział Reuterowi jeden z dyplomatów: Turcy "wzięli Europę Wschodnią jako zakładnika i blokują zatwierdzenie planów wojskowych, dopóki nie uzyskają ustępstw", o które zabiegają.
Reuters wskazuje również, że stosunki między Turcją a jej sojusznikami z NATO są napięte w wielu kwestiach: począwszy od decyzji Ankary o zakupie rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej S-400 po politykę w Syrii. Kilku członków NATO potępiło decyzję Turcji o rozpoczęciu w północno-wschodniej Syrii ofensywy przeciwko kurdyjskim milicjom YPG.