Podczas spotkania prezydentów Turcji, Iranu i Rosji - Recepa Tayyipa Erdogana, Hasana Rowhaniego i Władimira Putina - poświęconego sytuacji w syryjskiej prowincji Idlib, Erdogan powiedział, że do strefy bezpieczeństwa mogą powrócić 3 mln Syryjczyków.
W trakcie szczytu w Ankarze przywódcy rozmawiali m.in. o utworzeniu w Syrii komisji konstytucyjnej, która - w ich ocenie - powstanie bardzo szybko.
Erdogan powiedział, że jeśli bezpieczna strefa w północnej Syrii zostanie rozszerzona i będzie obejmować tereny od tureckiej granicy po prowincję Dajr az-Zaur przy granicy z Irakiem i ar-Rakkę, dawną stolicę Państwa Islamskiego, to pomieści ona do trzech milionów syryjskich uchodźców.
Dodał też, że wspieranie w tym regionie zbrojnych ugrupowań "pod pretekstem walki z państwem Islamskim" jest nie do zaakceptowania, a prawdziwym zagrożeniem w Syrii jest kurdyjska milicja Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG).
USA wspierają w Syrii YPG, które Ankara uważa za organizację terrorystyczną będącą przedłużeniem zdelegalizowanej w Turcji separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Jednak dla Waszyngtonu kurdyjskie milicje są głównym sprzymierzeńcem w walce z Państwem Islamskim w Syrii.
Erdogan ocenił, że rozmowy turecko-irańsko-rosyjskie mają szanse doprowadzić do trwałego pokoju w Syrii, a ustalenia podjęte na szczycie eliminują przeszkody, które stały na drodze do stworzenia syryjskiej komisji konstytucyjnej. Jego rozmówcy nie komentowali szeroko spotkania. Putin i Rowhani powiedzieli, że jedynym możliwym rozwiązaniem konfliktu w Syrii jest porozumienie polityczne.
Przed spotkaniem w Ankarze pojawiły się obawy, że ofensywa syryjskich sił rządowych w Idlibie, wspierana przez Rosjan, może doprowadzić do powstania kolejnej fali uchodźców, która będzie się starała przedostać do Turcji.
Putin poinformował, że przywódcy nie poruszyli tematu sobotnich ataków na saudyjskie rafinerie naftowe, jednak odniósł się do nich Rowhani, który nazwał je odpowiedzią "narodu jemeńskiego" na ataki sunnickiej koalicji, która - pod wodzą Saudyjczyków - prowadzi wojnę z jemeńską milicją Huti, wspieraną przez szyicki Iran.
Milicje Huti przyznały się do przeprowadzenia tego ataku, ale zarówno USA jak i Saudyjczycy uważają, że w rzeczywistości stał za nim Teheran.
W czwartek w przemówieniu wygłoszonym do przedstawicieli swojej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), Erdogan powiedział, że Turcja może być zmuszona do otwarcia szlaku migracyjnego prowadzącego do Europy, jeśli na północnym zachodzie Syrii nie powstanie wkrótce strefa bezpieczeństwa dla uchodźców z tego kraju.
Wcześniej Erdogan mówił, że zdemilitaryzowana strefa bezpieczeństwa w prowincji Idlib - która w zamyśle Ankary miała być miejscem, gdzie mogliby się schronić i być odsyłani uciekinierzy z Syrii - to już tylko "pusta nazwa".
Utworzenie strefy bezpieczeńśtwa przewidywało zawarte we wrześniu 2018 roku porozumienie Turcji i Rosji. Położona przy granicy z Turcją prowincja Idlib jest ostatnim bastionem ugrupowań rebelianckich w Syrii. Część sił rebeliantów walczących tam przeciw syryjskim siłom rządowym jest powiązana z Turcją. Od kwietnia w prowincji trwają intensywne walki w związku z ofensywą ogłoszoną przez Damaszek przy wsparciu Moskwy.