Administracja budowanej pod Ostrowcem białoruskiej elektrowni atomowej zdementowała informację jednego z przeciwników energii jądrowej. Stwierdził on, że w lutym w siłowni doszło do "wielkiego pożaru". "Ta informacja nie odpowiada rzeczywistości" – napisały władze elektrowni w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej.
Według tego komunikatu 17 lutego na terenie siłowni doszło do krótkiego spięcia w jednym z kabli, co spowodowało zniszczenie jego izolacji. Do pożaru, jak zapewniono, nie doszło.
Wcześniej w środę opozycyjna Zjednoczona Partia Obywatelska przekazała mediom informację od swojego członka, przeciwnika energetyki jądrowej Mikałaja Ułasiewicza, który twierdził, że 17 lutego w elektrowni doszło do dużego pożaru.
Powołując się na zaufane źródła, twierdził on, że miało to miejsce w czasie testów awaryjnego systemu ochrony reaktora.
"Nie przeprowadzano żadnych prac w ramach testowego uruchomienia awaryjnego systemu ochrony reaktora" - napisała administracja elektrowni w oświadczeniu. Poinformowała również, że systemy bezpieczeństwa bloku energetycznego są dopiero montowane.
Białoruska elektrownia atomowa powstaje w obwodzie grodzieńskim, ok. 20 km od miejscowości Ostrowiec, według rosyjskiego projektu. Głównym wykonawcą jest Rosatom.
Elektrownia będzie się składać z dwóch bloków energetycznych, z których każdy ma reaktor o mocy do 1200 megawatów. Pierwszy blok ma zostać uruchomiony do końca 2019 r., drugi - w 2020 r.
Obawy i zastrzeżenia w związku z budową białoruskiej elektrowni niejednokrotnie wyrażała Litwa, której władze określają ją jako "rosyjski projekt geopolityczny".
Wilno zarzuca Białorusinom m.in. wybiórcze podejście do kwestii bezpieczeństwa, a także nieudzielanie pełnych informacji na temat budowy elektrowni, która powstaje w odległości zaledwie kilkudziesięciu km od litewskiej stolicy.
(j.)