"Marki europejskie nie były w stanie sprostać konkurencji - chociażby ze strony amerykańskiej Tesli czy coraz większej presji ze strony marek chińskich" - mówi w rozmowie w Radiu RMF24 prezes Instytutu Samar Wojciech Drzewiecki, odnosząc się do faktu, że w Europie spada sprzedaż samochodów elektrycznych. "Musimy odnieść się także do infrastruktury, do cen paliw i cen energii. To wszystko ze sobą współgra i niewątpliwie ze strony pewnych osób wychodzi, że lepiej kupić chociażby hybrydę, która jest rozwiązaniem pośrednim" - dodaje ekspert.
W Europie nastąpił spadek sprzedaży aut elektrycznych - w zeszłym roku, w zależności od miesiąca, udziały samochodów elektrycznych w całości sprzedaży wahały się między 15 a 20 procent. W tym roku elektryki mają ok. 10-15 procent miesięcznego udziału w całości rynku.
Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów, które zrzesza 15 czołowych firm wytwarzających auta osobowe, ciężarowe i autobusy, kilka dni temu zaapelowało do rządów, by pomogły ożywić rozwój rynku elektrycznych samochodów.
Skąd ten nagły spadek zainteresowania elektrykami wśród Europejczyków? Sytuacja nie jest tak jednoznaczna. Po pierwsze, gdy patrzymy na rynek samochodów osobowych, to zarówno w Polsce, jak i na rynku europejskim - sprzedaż rośnie. Te wzrosty jednak są zdecydowanie mniejsze. Nie ma już takiego optymizmu, jak był w przeszłości, bo w przypadku rynku europejskim mówimy o wzroście na poziomie zaledwie pół procent, a wcześniej to były zdecydowanie większe wzrosty - mówi Wojciech Drzewiecki. I dodaje: Ten rynek był nasycony optymizmem, ale jak to w życiu bywa: na początku mamy entuzjazm: kupujemy, rzucamy się. Później rzeczywistość wygląda nieco inaczej.
Drzewiecki przyznaje również: Marki europejskie nie były w stanie sprostać konkurencji - chociażby ze strony amerykańskiej Tesli czy coraz większej presji ze strony marek chińskich. W związku z tym robi się wszystko, aby wydłużyć okresy wdrażania elektryfikacji po to, żeby marki europejskie przygotowały się na zmiany. Najwięcej tracą ci, którzy mają produkt nie do końca dostosowany do wymagań klienta. Tak jest w przypadku Europy. Trzeba patrzeć na to z szerszej perspektywy: duże rynki europejskie, takie jak rynek niemiecki, włoski, francuski - nagle odeszły od dopłat. Jak odchodzą od dopłat, to wiadomo, że klienci nagle przestają kupować samochody.
Ekspert w rozmowie z Michałem Zielińskim zwraca uwagę, że gdy zaczęto mówić o elektryfikacji aut, zapanował na początku "zbyt duży optymizm".
Wszyscy nagle zaczęli ogłaszać terminy - 2025 albo 2030 rok - mówiąc, że wtedy odejdziemy od samochodów spalinowych. Rynek ten optymizm weryfikował, bo nie wszyscy klienci są przygotowani na takie zmiany. Mamy np. rynek norweski, gdzie prawie 90 procent sprzedawanych samochodów to są samochody elektryczne, ale Norwegowie mają mnóstwo źródeł energii i to energii czystej, mają mnóstwo punktów ładowania. Łatwiej tam podjąć decyzję o zakupie elektryków. Inną kwestią jest rynek niemiecki, który zawsze opierał swoją sprzedaż o własne produkty, szczególnie z tej grupy marek premium. Nagle konkurencja ze strony Tesli spowodowała, że te produkty elektryczne nie sprzedawały się tak dobrze, wręcz traciły - zaznacza Drzewiecki.
Czy zdaniem prezesa Instytutu Samar wpływ na to, że Europejczycy rzadziej decydują się na wybór elektrycznych samochodów ma fakt, że potaniały paliwa?
Oczywiście, musimy odnieść się do także do infrastruktury, do cen paliw i cen energii. To wszystko ze sobą współgra i niewątpliwie ze strony pewnych osób wychodzi, że lepiej jest kupić chociażby hybrydę, która jest wariantem pośrednim. W Polsce mamy też problem związany infrastrukturą. Nie mówię o tej, z którą mamy do czynienia na drogach, bo przemieszczać się możemy swobodnie, tych ładowarek jest dużo. Problemem jest możliwość instalacji ładowarek w blokach, w których większość mieszkańców miast mieszka. Nie każdy ma garaż, nie każdy ma dostęp do wtyczki - tłumaczy prezes Instytutu Samar.
Odnosi się również do faktu, że w tym roku o połowę zmalał eksport baterii samochodowych. Czy fabryki będą decydować się na zwolnienia pracowników?
Mam nadzieję, że nie. Przyszły rok zapowiada się całkiem nieźle, a więc znowu powinniśmy wrócić na ścieżkę wzrostu. Producenci jednak będą starali się zatrzymać personel, bo pozbywanie się ludzi, którzy są przygotowani do pracy, którzy mają odpowiednie doświadczenie, nie jest dobrym rozwiązaniem - twierdzi gość Radia RMF24. Pytany zaś o jego stosunek do dzisiejszego święta - "Dnia bez samochodu" - odpowiada: Dzisiaj nie jeżdżę. Nie mam akurat potrzeby. W niedziele staram się jednak wykorzystać czas na spacery.