Czarne skrzynki samolotu linii lotniczych AirAsia, który 28 grudnia runął do Morza Jawajskiego, mogą nigdy nie zostać odnalezione. Po ponad tygodniu poszukiwać wciąż nie wykryto sygnałów z tych urządzeń.

REKLAMA

Jak twierdzą eksperci, jest możliwe, że skrzynki samolotu leżą na dnie morza lub przykrywa je muł, który utrudnia przedostanie się sygnału.

Szef indonezyjskich ratowników poinformował, że specjalistyczny sprzęt ciągle nasłuchuje charakterystycznych "piknięć", wysyłanych przez urządzenia, do tej pory jednak nie natrafiono na żaden ich ślad.

To z kolei może oznaczać, że katastrofa airbusa nigdy nie zostanie wyjaśniona - bez czarnych skrzynek nie da się odtworzyć przebiegu lotu, a przez to nie będzie wiadomo, co się stało z maszyną w czasie ostatnich minut kursu.

Urządzenia są tak zaprogramowane, żeby wysyłać sygnał przez 30 dni. Potem ich odnalezienie jest ekstremalnie trudne.

Do tej pory ekipom poszukiwawczym udało się odnaleźć pięć dużych fragmentów wraku. Z morza wyłowiono też do tej pory 31 ciał. Na pokładzie Airbusa A320 były 162 osoby.

Samolot zniknął z radarów o godz. 6.17 czasu lokalnego w niedzielę, 28 grudnia. Maszyna leciała w gęstych chmurach burzowych z indonezyjskiego miasta Surabaja do Singapuru.

Podczas lotu pilot za zgodą kontroli lotów zmienił kurs, żeby ominąć front burzowy. Wkrótce potem zwrócił się o zgodę na zwiększenie wysokości do 38 tysięcy stóp (ponad 11 580 metrów). Zgody tej nie otrzymał od razu, ponieważ w pobliżu leciały na tym pułapie inne maszyny. Gdy kilka minut później kontrola lotów zezwoliła mu na zwiększenie wysokości najpierw do 34 tys. stóp (ponad 10 360 metrów), pilot już nie odpowiedział.