Egipska policja użyła gazu łzawiącego wobec uczestników antyprezydenckiej demonstracji, którzy przerwali policyjne blokady wokół pałacu prezydenckiego w Kairze. Na ulicach stolicy tysiące ludzi protestowały przeciwko zwiększeniu uprawnień prezydenta.
W pobliżu pałacu zgromadził się tłum z - jak to określono - "ostatnim ostrzeżeniem" dla wywodzącego się z Bractwa Muzułmańskiego prezydenta Mohammeda Mursiego, który 22 listopada ogłosił dekret znacznie zwiększający uprawnienia głowy państwa. "Lud chce upadku reżimu" - skandowali demonstranci.
Do aktów przemocy doszło, gdy demonstranci obalili zwieńczoną drutem kolczastym blokadę, kilkaset metrów od siedziby prezydenta. Policjanci użyli gazu łzawiącego, a następnie się wycofali, umożliwiając tłumowi podejście w kierunku pałacu prezydenckiego.
Kilku demonstrantów chciało wspiąć się na ogrodzenie wokół pałacu, ale zostali powstrzymani przez towarzyszy. Demonstranci otoczyli pałac z trzech stron. Uczestnicy protestu wdrapali się także na policyjną furgonetkę i z jej dachu powiewali flagą Egiptu.
Po wybuchu starć szef państwa opuścił pałac prezydencki - podała agencja Reutera, powołując się na własnych informatorów.
Ok. 10 tysięcy przeciwników Mursiego zebrało się także w Aleksandrii, drugiej metropolii Egiptu.
Wcześniej kilkaset osób zgromadziło się przed domem Mursiego na wschodnich przedmieściach Kairu, skandując hasła przeciwko wydanemu przez niego dekretowi i Bractwu Muzułmańskiemu.