Prezydent Lech Kaczyński wyjaśniał, że pojechał razem z prezydentem Gruzji do punktu kontrolnego w Dolinie Akhalgori, by osobiście przekonać się, że Rosjanie nie wypełniają planu pokojowego. Jednak to, że Rosjanie stacjonują w Akhalgori, jest faktem powszechnie znanym.

REKLAMA

To właśnie Dolina Akhalgori była jednym z głównych punktów spornych pomiędzy prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym a rosyjskim przywódcą na ostatnim unijnym szczycie UE-Rosja w Nicei. Miałem okazję powiedzieć Miedwiediewowi, ze musi nastąpić postęp w wycofywaniu rosyjskich wojsk w dwóch konkretnych miejscach w Osetii – chodzi o Dolinę Akhalgori i miejscowość Perewi - oświadczył wtedy Sarkozy.

Zdaniem profesora Andrzeja Gila, który zajmuje się problemami Zakaukazia, wyprawa na niebezpieczne pogranicze była przedsięwzięciem politycznym. Czasy, kiedy dowódcy czy przywódcy osobiście sprawdzali, minęły. Na miłość boską, mamy inne narzędzia techniczne do tego, żeby pewne rzeczy wypatrzyć z nieba. Mamy satelity, służby, NATO. (…) Dla mnie to wygląda mało poważnie. Była to na pewno silna demonstracja polityczna - powiedział reporterowi RMF FM ekspert.

Zdaniem byłego ambasadora Polski w Rosji Stanisława Cioska podróż dwóch prezydentów po niezabezpieczonych terenach to rzadko spotykana praktyka. Czy to byłoby możliwe np. w Iraku, gdyby pojechał polski prezydent, czy polski premier, czy polski minister? Zmieniać trasy, samochody, godziny? W ogóle by do głowy nikomu to nie przyszło. Trzeba procedur przestrzegać - stwierdził Ciosek. Były dyplomata określił wyprawę Kaczyńskiego i Saakaszwilego mianem niefrasobliwej i wręcz głupiej.