Pretendenci do otrzymania prezydenckiej nominacji Partii Demokratycznej przedstawili we wtorkowej debacie w stanie Iowa różne wizje amerykańskiej polityki na Bliskim Wschodzie. Nie ma wśród nich zgodności w kwestii dalszej obecności wojsk USA w tym regionie.
Napięte relacje między Waszyngtonem i Teheranem oraz Bagdadem spowodowały, że polityka zagraniczna znalazła się w centrum uwagi ubiegających się o Biały Dom Demokratów. W trakcie debaty w Des Moines w stanie Iowa uwypukliły się między nimi różnice w kwestii podejścia do Bliskiego Wschodu.
Lider sondaży wśród Demokratów i były wiceprezydent USA Joe Biden opowiedział się za pozostawieniem "małej liczebności" wojsk na Bliskim Wschodzie, których celem byłoby zwalczanie dżihadystycznego Państwa Islamskiego. Wolę pozostawienia części wojsk w tym regionie wyraziła też senator Amy Klobuchar.
Reprezentująca progresywne skrzydło partii senator Elizabeth Warren przyjęła - jak ujmuje to dziennik "Wall Street Journal" - "bardziej agresywne" stanowisko. Musimy wycofać nasze oddziały bojowe - postulowała. Powinniśmy przestać prosić nasze wojsko, by rozwiązywało problemy, które nie mogą być rozwiązane na drodze militarnej - zaznaczyła Warren.
Były burmistrz miasteczka South Bend w Indianie Pete Buttigieg ocenił, że możliwe jest pozostanie Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie "bez niekończącego się zaangażowania sił lądowych". Ten 37-letni weteran wojny w Afganistanie zauważył, że prezydent Donald Trump deklaruje chęć wycofania wojsk USA, ale "teraz wysyła kolejne oddziały na Bliski Wschód".
Zwyżkujący w sondażach senator Bernie Sanders, określający się jako "demokratyczny socjalista", po raz kolejny skrytykował Bidena za wyrażenie przez niego zgody na wojnę w Iraku. Jako naród musimy zmierzyć się z tym, że dwie największe katastrofy polityki zagranicznej (...) to były wojny w Wietnamie i Iraku. Obie te wojny oparte były na kłamstwach - ocenił senator ze stanu Vermont.
Biden odpowiedział, że jego poparcie dla wojny w Iraku było błędem, co już przyznał. Zaznaczył, że jako wiceprezydent USA starał się o zakończenie tego konfliktu.
W trwającej około dwóch godzin debacie uczestniczyło sześciu pretendentów Partii Demokratycznej do otrzymania nominacji na kandydata tego ugrupowania w wyborach prezydenckich.
Formalny wymóg odpowiedniej liczby darczyńców podczas kampanii wyeliminował z niej miliardera Michaela Bloomberga, który walkę o najwyższy urząd w państwie finansuje jedynie z własnych środków. Wielki nieobecny debaty prowadzi zmasowaną kampanię reklamową w telewizji i internecie.
Jak wynika z opublikowanego we wtorek ogólnokrajowego badania Morning Consult, przed debatą w Des Moines największym poparciem elektoratu Demokratów cieszył się Biden z rezultatem 29 proc. Rosną notowania Sandersa, który ma już tylko sześć punktów procentowych straty do lidera sondaży. Kolejne miejsca zajmują Warren (14 proc.), Buttigieg (8 proc.) i Bloomberg (8 proc).
Ten ostatni de facto pomija w swojej kampanii Iowa - stan, w którym na początku lutego odbędą się pierwsze prawybory, inaugurujące długi, ogólnokrajowy proces wyłaniania kandydata Demokratów. Sondaże przewidują w Iowa zaciętą walkę o zwycięstwo - różnice w poparciu dla Bidena, Sandersa, Warren i Buttigiega są w tym stanie niewielkie.
Wybory prezydenckie w USA odbędą się 3 listopada. Kluczowe w wyścigu o Biały Dom jest zwycięstwo w tzw. stanach wahających się (ang. swing states) między Republikanami i Demokratami.