Ursula von der Leyen ogłosiła po pierwszym dniu obrad szczytu UE, że Komisja Europejska przedstawi w piątek propozycję zwiększenia taryf celnych na import zboża, nasion oleistych i produktów pochodnych z Rosji oraz Białorusi. Polski Sejm wezwał w uchwale KE do nałożenia embarga na zboże z tych dwóch krajów. Był to postulat Polski.

REKLAMA

Szefowa KE powiedziała, że środki te zapobiegną destabilizacji przez Rosję unijnych rynków i uniemożliwią napływ do Unii kradzionego zboża.

Chodzi oczywiście o zboże ukraińskie, kradzione podczas wojny - podkreśla korespondentka RMF FM w Brukseli.

KE ma zaproponować cła zaporowe, które będą środkami handlowymi, a nie sankcjami. Łatwiej będzie je przyjąć, bo sankcje wymagają jednomyślności wszystkich krajów Unii. W dodatku KE nie chciała rezygnować ze swojej zasady, że nie nakłada się sankcji na żywność - ze względu na bezpieczeństwo żywnościowe na świecie.

Oczywiście jednak ten krok ma znaczenie polityczne, bo nie dało się dłużej - ze względów moralnych i politycznych - ograniczać importu rolnego z Ukrainy pozostawiając swobodny dostęp towarom rolnym z Rosji i Białorusi. Przypomniał o tym w czwartek prezydent Ukrainy Wołodymir Zełenski zwracając się zdalnie do przywódców zebranych na szczycie - zaznacza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginion.

Bruksela od dawna opierała się presji Polski i krajów bałtyckich, aby ograniczyć import produktów rolnych z Rosji i Białorusi, argumentując, że takie posunięcie mogłoby zakłócić światowe rynki żywności i zaszkodzić krajom rozwijającym się.

Sytuacja na światowych rynkach zmieniła się, ponieważ Ukraina eksportuje coraz więcej zbóż na rynki poprzez Morze Czarne, a ich globalne ceny spadły.