57-letni Frank P., w którego mieszkaniu w bloku w niemieckim Ratingen doszło wczoraj do eksplozji, mógł celowo zwabić policjantów w pułapkę - pisze "Spiegel". Policja została wezwana do budynku przez sąsiadów zaniepokojonych, że należąca do mężczyzny skrzynka na listy jest przepełniona. Ta pozornie niegroźna wiadomość od zarządu budynku była w czwartek początkiem operacji policyjnej, w trakcie której doszło do eksplozji, a siedmiu strażaków i dwóch policjantów zostało rannych - pisze "Spiegel".

REKLAMA

W związku z eksplozją w Ratingen (Nadrenia Północna-Westfalia) funkcjonariusze zatrzymali 57-letniego podejrzanego: Franka P. W jego mieszkaniu znaleźli ciało, które najwyraźniej leżało tam co najmniej kilka dni. Według informacji portalu tygodnika "Spiegel", znaleziona nieżyjąca osoba to matka 57-latka. Nie ma na razie oficjalnego potwierdzenia tej informacji.

W czwartek około godziny dziesiątej rano sąsiedzi wezwali policję, bo byli zaniepokojeni, że skrzynka na listy wisząca na drzwiach mężczyzny jest przepełniona. Uznano, że w mieszkaniu na dziesiątym piętrze wieżowca przebywa osoba potrzebująca pomocy. Według informacji "Spiegla", przed mieszkaniem policjanci poczuli "odór rozkładającego się ciała". Jak podaje agencja dpa, były też przesłanki wskazujące na pożar. Ustalono, że w mieszkaniu ma mieszkać matka z synem - pisze "Spiegel".

Około godziny 11:15 policja próbowała otworzyć drzwi. Wtedy doszło do eksplozji. Siedmiu strażaków i dwóch policjantów zostało rannych. Obserwatorzy mówili później o "potężnej kuli ognia". Według informacji "Spiegla", kiedy służby weszły do mieszkania Franka P., ten trzymał w ręku kawałek materiału, który podpalił.

Niewykluczone, że była to pułapka

Szef MSW Nadrenii Północnej-Westfalii Herbert Reul przed komisją spraw wewnętrznych Landtagu wyjaśnił, że nie może jeszcze powiedzieć, czy wybuch był atakiem celowym. Według "Spiegla" istnieją podejrzenia, że Frank P. mógł celowo zabarykadować się w mieszkaniu i zdetonować drzwi. W związku z tym nie można wykluczyć, że świadomie pozwolił funkcjonariuszom wejść w pułapkę.

Około czterech godzin po detonacji siły specjalne weszły do mieszkania. Frank P. został aresztowany i z "ciężkimi obrażeniami" przewieziony do szpitala. Nie wiadomo, czy został ranny w wybuchu, czy podczas zatrzymania.

Kilku sąsiadów powiedziało "Spieglowi", że Frank P. od wielu lat mieszkał z matką w bloku w Ratingen. Matka zachorowała na demencję. Opisują 57-latka jako spokojnego i powściągliwego, bardzo dbającego o swoją matkę. Ostatnio nie widziano go od kilku tygodni. Z aktywności P. w sieciach społecznościowych ma wynikać, że mógł być związany ze środowiskiem koronasceptyków.