W popularnym programie satyrycznym Davida Lettermana w telewizji CBS Barack Obama polemizował z niefortunną i szeroko komentowaną wypowiedzią swego republikańskiego rywala w wyścigu do Białego Domu, Mitta Romneya. "Jako prezydent reprezentuję cały kraj" - mówił.
Obama odniósł się do tych słów rywala w programie telewizji CBS. Jak mówił, troszczy się o wszystkich Amerykanów i wszystkich szanuje jednakowo. Jako prezydent reprezentuję cały kraj. Kiedy spotykam republikanów w czasie moich podróży po kraju, widzę, że są to ciężko pracujący ludzie, którym leży na sercu dobro kraju - podkreślał. Dodał, że jego zdaniem "niewielu ludzi uważa się za ofiary losu i niewielu tylko sądzi, że im się coś należy".
Romneya zaatakował też oczywiście sztab Obamy. Kiedy jesteś prezydentem Stanów Zjednoczonych, to jesteś prezydentem wszystkich ludzi - nie tylko tych, którzy na ciebie głosowali. Słyszeliście, prezydent mówił to wiele razy, ponieważ głęboko wierzy w to, że jesteśmy w tym razem. Wszyscy - podkreślał rzecznik Białego Domu.
Fatalną z punktu widzenia kampanii wyborczej wypowiedź Romneya krytykowali nawet republikanie. Politykowi wypomniano arogancję i pogardę dla biedniejszych Amerykanów. Wytknięto mu też, że mija się z prawdą, bo wprawdzie 47 procent obywateli nie płaci podatków od dochodów, ale płacą inne podatki - np. od sprzedaży i na ubezpieczenia społeczne.
Ujawnione nagrania (na drugim z nich Romney mówi, że Palestyńczycy nie chcą pokoju z Izraelem, tylko jego zniszczenia) to nie koniec kłopotów kandydata. Jeden z portali ujawnił, że sztab republikanów podzieliły wewnętrzne kłótnie, dotyczące sposobu prowadzenia kampanii. Według tych doniesień, w sztabie Romneya panuje chaos, brakuje strategicznego planowania kampanii, a wszystko dzieje się zupełnie przypadkowo.
Trzeba jednak przyznać, że na niespełna dwa miesiące przed wyborami również Obama nie ma dobrej prasy. Podpadł imigrantom, bo choć 4 lata temu obiecywał reformę imigracyjną, to dziś twierdzi, że wtedy mówił jedynie, że... będzie mocno myślał o tym problemie w czasie swojej prezydentury.
To nie podoba się Amerykanom. Dużo mamy tutaj znajomych, którzy są nielegalnie. Nie myślę, żeby tu amnestia jaka objęła tych ludzi, ale po prostu, żeby pomogli im jakoś rozwiązać ten problem - mówi korespondentowi RMF FM Pawłowi Żuchowskiemu Polak mieszkający za Oceanem.
Organizacje proimigracyjne wprost grożą, że wycofają swoje poparcie dla urzędującego prezydenta, jeżeli przed wyborami nie zapadną konkretne decyzje.
Na razie jednak urzędujący prezydent USA ma najwyższe od kilku miesięcy poparcie. Po konwencji Partii Demokratycznej na początku września poparcie dla niego po raz pierwszy od maja przekroczyło 50 procent (dokładnie wynosi 52 procent), a odsetek Amerykanów przekonanych, że kraj "podąża w dobrym kierunku", jest na najwyższym poziomie od zabicia przez żołnierzy USA Osamy bin Ladena w maju ubiegłego roku.
Z sondażu ośrodka GfK wynika również, że Mitta Romneya popiera tylko 37 procent uprawnionych do głosowania. Rozkład głosów wygląda jednak inaczej, gdy pod uwagę weźmie się tylko te osoby, które z prawa do głosowania najprawdopodobniej rzeczywiście skorzystają. W tej grupie obaj kandydaci idą niemal łeb w łeb: Obama z wynikiem 47 procent, Romney - 46 procent. To pokazuje - podkreśla agencja Associated Press - jak bardzo wynik wyborów prezydenckich będzie zależał od frekwencji.
Sondaż ośrodka GfK na zlecenie agencji AP przeprowadzono w dniach 13-17 września i oparto na rozmowach telefonicznych z 1512 pełnoletnimi osobami z całych Stanów Zjednoczonych.