Antyrządowe protesty trwają w Bułgarii już cały miesiąc. W niedzielę kilka tysięcy osób ponownie zebrało się w Sofii przed siedzibą rządu, by rozpocząć marsz, kończący się kilkugodzinną blokadą jednego z najważniejszych skrzyżowań w centrum stolicy. To reakcja Bułgarów na kontrowersyjną nominację rządową.
31 dni po pierwszym proteście, który odbył się 14 czerwca, nie było ani dnia bez demonstracji. Uczestniczyło w nich od kilkuset osób do kilkudziesięciu tysięcy. Rozpoczęły się jako spontaniczny protest przeciwko mianowaniu kontrowersyjnego polityka i magnata medialnego na szefa agencji bezpieczeństwa narodowego. Kilka dni później przekształciły się w antyrządowe demonstracje z żądaniami natychmiastowej dymisji gabinetu, przedterminowych wyborów i usunięcia oligarchii od władzy.
Od trzech tygodni w Bułgarii odbywają się też wiece prorządowe, ale uczestniczy w nich znacznie mniej ludzi niż w demonstracjach antyrządowych.
Sytuacja polityczna pozostaje napięta, parlament jest okrążony przez gwiżdżących demonstrantów, rząd czuje się zmuszony reagować na protesty w każdej konkretnej sprawie. Kilka kontrowersyjnych nominacji odwołano prawie natychmiast po negatywnej reakcji ulicy.
Nie ma realistycznej prognozy, jak długo ta sytuacja się utrzyma. Protestujący wykazują determinację, nie zamierzają ustąpić nawet w sierpniu, kiedy parlament będzie miał przerwę wakacyjną. Obserwatorzy spodziewają się jednak spadku liczby demonstrantów w okresie wakacji.
Premier Płamen Oreszarski powiedział, że nie podda się naciskowi ulicy. Będę premierem, dopóki będę miał poparcie parlamentu - podkreślił. W 240-miejscowym Zgromadzeniu Narodowym popiera go 120 posłów Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) i zrzeszającego bułgarskich Turków Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS).
Centroprawicowa partia GERB byłego premiera Bojko Borysowa bojkotuje posiedzenia; kworum zapewnia nacjonalistyczna partia Ataka. Wywołuje to bardzo negatywną reakcję Unii Europejskiej. Bruksela wielokrotne wzywała lewicę i DPS, by odżegnały się od nacjonalistów, i GERB, by przerwała bojkot i pomogła w izolowaniu Ataki.
W sobotę w wywiadzie telewizyjnym Borysow nie wykluczył rozpoczęcia negocjacji z rządzącymi. Strona rządowa podkreśla, że miejscem takich negocjacji powinien być parlament.
Tymczasem dochodzi do egzotycznych form protestu. W niedzielę młody człowiek, uczestnik popularnego telewizyjnego reality show, wszedł na 150-metrowy komin jednej z sofijskich ciepłowni. Zapowiedział, że zostanie tam do dymisji rządu. Zdjęto go po kilku godzinach.