W Brukseli przed budynkiem Komisji Europejskiej trwa kilkutysięczna manifestacja europejskich związków zawodowych przeciwko zatrudnianiu Polaków i innych obywateli z nowych krajów Unii za mniejsze stawki. Związkowcy z Zachodu Europy boją się konkurencji.
Paradoksalnie w demonstracji przeciwko dumpingowi socjalnemu biorą także udział Polacy z kraju, jak i ci, co już pracują w krajach Unii. Chodzi głównie o sektor budowlany, spożywczy i rolnictwo.
Nie jesteśmy przeciwko Polakom, ale nie zgadzamy się, żeby płacono im mniej, bo to jest wyzysk - woła przez megafon jeden ze związkowców.
Manifestację zorganizowała europejska federacja związków zawodowych (EFFAT). Z Polski przyjechała 20 osobowa grupa "Budowlani" z OPZZ. Chcemy, żeby także zarobki w Polsce były europejskie - mówi jeden z polskich związkowców.
Jest też kilkudziesięciu Polaków, którzy już pracują w Belgii, głównie na budowach. Polacy, którzy tu przyjeżdżają są bardzo często oszukiwani. Przez pierwsze dwa tygodnie pracują zgodnie z kontraktem, a potem nie płaci się im już nadgodzin, nie mają urlopów płatnych. Mieszkają po 4-5 w zagrzybionych pokojach - opowiada Jerzy Pasek, polski działacz flamandzkiego związku zawodowego.
Manifestanci nie zgadzają się także z proponowaną przez Brukselę nową dyrektywą o pracownikach delegowanych. Oskarżają między innymi polską eurodeputowaną Danutę Jazłowiecką (autorkę raportu nt. dyrektywy o pracownikach delegowanych), że nie chroni w wystarczający sposób pracowników.
Danuta Jazłowiecka spotkała się z protestującymi. Uważa, że stawianie znaku równości między delegowaniem pracowników a dumpingiem socjalnym nie jest zgodne z prawda. Podstawą delegowania jest minimum wynagrodzenia - przypomina - Trzeba więc zwiększyć minimum. Tego nie da się jednak zrobić poprzez dyrektywę o delegowaniu, minimum ustalają z rządem właśnie związki zawodowe.
Oblicza się, że około 230 tys. Polaków pracuje jako "delegowani pracownicy". W sumie z tej formy zatrudnienia korzysta około 1 mln. osób w UE.