Komisja Europejska chce, by kontrowersyjna umowa z Ukrainą w sprawie kurczaków weszła tymczasowo, zanim ratyfikuje ją PE. Bruksela zgodziła się na dodatkowy import z Ukrainy 50 tys. ton piersi z kurczaka, by zatrzymać na tym poziomie niekontrolowany i gwałtownie wzrastający, dzięki wykorzystaniu przez Ukrainę luki w umowie handlowej, import tego mięsa. Zwiększenie importu może uderzyć w polskich producentów drobiu.
Komisja ds. handlu międzynarodowego PE była jednak bardzo ostrożna w sprawie tego porozumienia KE z Ukrainą. To dociskanie kolanem, przepychanie na siłę, byle umowa weszła jeszcze za tej kadencji KE - mówi naszej dziennikarce Katarzynie Szymańskiej-Borginon jeden z rozmówców w europarlamencie.
Ukraina wykorzystuje luki w umowie handlowej z Unią. Zalała unijny rynek "filetami z kością". Gdy mięso trafia na unijny rynek jako bezcłowe "inne części", kość zostaje wyjęta i mięso sprzedawane jest po wysokich cenach, jako "czysty filet". Komisja ds. handlu międzynarodowego (INTA) w PE była wyraźnie bardzo ostrożna w sprawie porozumienia KE z Ukrainą w sprawie importu kurczaków. Zażądała od KE dalszych wyjaśnień, a swoją decyzję odłożyła. Komisja Europejska liczyła, że komisja INTA poprze jej porozumienie z Ukrainą, co miałoby wystarczyć, żeby umowa "weszła tymczasowo" (bez konieczności przejścia w tym europarlamencie całej procedury, co ze względu na kończącą się kadencję jest już niemożliwe.
Eurodeputowani pytali, czy propozycja KE zwiększenia o 50 tys. ton importu kurczaków z Ukrainy - to właściwy sposób na rozwiązanie tego problemu. Wskazywali, że na tym zwiększonym eksporcie - korzysta nie Ukraina, ale jeden oligarcha, który kontroluje 40 proc. rynku, a podatki płaci na Cyprze.
Ukraina wykorzystuje "niemoralnie" luki prawne w umowie handlowej, podczas gdy UE otworzyła dla niej swojej rynki. Biznes jest biznes, ale wszystko ma swoje zasady - mówił szef komisji rolnej Czesław Siekierski z PSL. Nie możemy zaakceptować "kombinatorstwa" - uzasadniał swoje niechętne stanowisko wobec zwiększenia importu ukraińskich kurczaków. Ostrzegał, że w podobny sposób zostały naruszone zasady i równowaga rynkowa w związku z importem malin i truskawek z Ukrainy. Na razie, jego zdaniem, odczuwają to polscy producenci, ale niedługo odczują to inne kraje.
Eurodeputowani stanęli więc w obronie polskich i unijnych producentów, którzy najbardziej cierpią na tym ukraińskim procederze. Przedstawiciel KE argumentował z kolei, że ustalenie importu na poziomie 50 tys. to jest o 5 tys. ton mniej niż w ubiegłym roku, i o 10 tys. mniej niż byłoby w tym roku (zakładając, że od początku roku co miesiąc Ukraina eksportuje 5 tys. ton).