"Z jednej strony jego pierwsze wystąpienie dwa dni po wyborach wskazuje na to, że będzie przestrzegał konstytucji, ale takie jednoznaczne stwierdzenie, że tak przegrałem wybory, wybory wygrał Lula da Silva, też nie pada, w związku z czym wszyscy spekulują, jakie będą jego dalsze kroki"- o byłym prezydencie Brazylii Jair Bolsonaro i jego roli w protestach i szturmach na najważniejsze budynki państwowe w Brazylii mówiła w rozmowie z Andrzejem Kohutem w Radiu RMF24 doktor nauk o polityce z Uniwersytetu Jagiellońskiego - Monika Sawicka.
Media północnoamerykańskie, brazylijskie, a nawet media często porównywały rządy Jaira Bolsonaro do rządów Donalda Trumpa w USA. Zamieszki z 8 stycznia wywołane przez zwolenników byłego prezydenta Brazylii, którzy wkroczyli na teren obiektów najwyższych organów władz państwowych, można skojarzyć ze szturmem amerykańskiego Kapitolu przez sympatyków Trumpa, który miał miejsce dwa lata temu. Dr Monika Sawicka podkreślała, że takie skojarzenie nie są bezpodstawne.
Obaj podkreślali, że łączy ich bardzo wiele elementów wspólnej wizji rzeczywistości, wspólnej wizji stosunków międzynarodowych, tego, w jaki sposób powinna być prowadzona polityka wewnątrz państwowa. Obaj prezentowali się jako strongmeni, radykalni w swoich wypowiedziach i mieli także podobne podejście, jeżeli chodzi o różnego rodzaju ataki na inne władze - tłumaczyła ekspertka.
Przeprowadzenie protestów w Brazylii przypomina wspomniany szturm Kapitolu. Oba wydarzenia miały miejsce w niedzielę, czyli w czasie, gdy w budynkach państwowych nie trwają obrady, a przebywają tam jedynie osoby pełniące służbę, dyżurujące i odpowiadające za bezpieczeństwo.
W Stanach Zjednoczonych wydarzenie było próbą przewrotu, a jakie postulaty głosili protestujący w Brazylii? Domagali się natychmiastowego przewrotu wojskowego, interwencji wojskowej i tego, żeby służby stanęły po ich stronie i żeby mogli wraz z nimi dokonać próby przewrotu aby uniemożliwić przejęcie władzy przez demokratycznie wybranego polityka, który objął najwyższy urząd w państwie prezydenta. Wysunęli także żądania w sprawie osądzenia i usunięcia sędziów Sądu Najwyższego i zamknięcia Kongresu.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Niepokój wzbudza dokument znaleziony w siedzibie byłego ministra sprawiedliwości w rządzie Bolsonaro, a obecnie sekretarza ds. bezpieczeństwa dystryktu federalnego, dotyczący wprowadzenia stanu nadzwyczajnego w Trybunale Wyborczym, który miał być wydany po drugiej turze wyborów i miał stworzyć komisję komisję, której zadaniem byłoby przejęcie kontroli i nadzoru nad przeliczeniem głosów i opublikowaniem wyników wyborów. Monika Sawicka podkreślała, że jest to środek niekonstytucyjny i twierdzi, że "gdyby został opublikowany, ten dekret byłby zamachem stanu". Zaczyna się teraz właśnie dochodzenie na temat tego, co ten dokument robił w domu byłego ministra sprawiedliwości - mówiła.
Jak duży związek z manifestacjami miał Bolsonaro? Jego obrońcy argumentują, że nie nawoływał do zamieszek czy do demonstracji z użyciem siły, ale wskazywał, że demonstracje w państwie demokratycznym muszą móc się odbywać. Były prezydent broni swoich zwolenników i podkreśla, że podobne wydarzenia były inicjowane przez sympatyków brazylijskiej lewicy. Jednak, jak stwierdziła Monika Sawicka, "nie miała miejsca sytuacja w Brazylii, w którym tłum przez kilka godzin bez żadnej kontroli przebywał wewnątrz budynków w administracji publicznej, dokonując tam zniszczeń na niespotykaną skalę, niszcząc kilkaset komputerów, kradnąc dzieła sztuki i dokumenty państwowe".
Opracowała: Martyna Rejczak