Brytyjski premier Boris Johnson znowu na pierwszych stronach gazet. Jest gospodarzem odbywającego się szczytu w Glasgow szczytu klimatycznego, który ma wypracować strategię walki z globalnym ociepleniem. Ale nie to bezpośrednio przykuwa uwagę mediów.

REKLAMA

Boris Johnson powrócił ze szczytu z Glasgow do Londynu na pokładzie prywatnego odrzutowca. Nie dlatego, by rzucić się natychmiast w wir pracy na Downing Street. Pragnął w ten sposób zdążyć na przyjęcie w ekskluzywnym Garric Club, które wydano dla byłych dziennikarzy konserwatywnej gazety "Daily Telegraph". Klub do dziś odmawia członkostwa kobietom.

Jak podkreślają komentatorzy, w tej jednej historii kryje się wiele sprzeczności, od których premier Wielkiej Brytanii powinien stronić. Johnson najwyraźniej nie zauważa, że pociąg jest alternatywną formą transportu dla samolotów. Jeśli może w ten sposób podróżować królowa, to dlaczego nie premier? Nie mówiąc już - jak dodają - o obecności wyłącznie w męskim klubie. Gdzie równouprawnienie kobiet? - pytają komentatorzy. Mamy przecież XXI wiek!

Co na to główny bohater?

Premier nie komentuje w żaden sposób swojego zachowania. Nieoficjalnie rzecznik biura na Downing Street dał do zrozumienia, że Johnson powrócił do Londynu planowo. Nie odniósł się jednak do środka transportu ani do kolacji w Garrick Club.

Jak zauważają obserwatorzy, takie zachowanie podczas trwającego w Glasgow szczytu - który sam Johnson nazwał ostatnim dzwonkiem dla ratowania naszej planety - rozmywa przekaz konferencji. Codziennie w mediach pojawiają się doniesienia o podpisywanych przez międzynarodowe delegacje porozumieniach. Zobowiązano się już powstrzymać wycinkę drzew w obrębie trzech czwartych lasów na naszej planecie. Banki zobowiązały się zrezygnować z inwestowania w eksplorację ropy naftowej. Ponad 40 państw podpisze też umowę o stopniowej rezygnacji z wydobywania i spalania węgla kamiennego, a premier Wielkiej Brytanii wsiada do prywatnego odrzutowca i zostawia na niebie smugę spalin.

Bez taryfy ulgowej

Jak zauważają komentatorzy, ten jeden lot nie przesądzi losu naszej planety - codziennie na niebie pojawiają się tysiące samolotów - ale moc symbolu jest olbrzymia. W jaki sposób - pytają retorycznie - zmobilizować szarego obywatela do proekologicznej postawy, jeśli reprezentujący go, demokratycznie wybrany polityk, nie może zrezygnować z kolacji z kolegami lub opuścić Glasgow pociągiem.

Codziennie otaczani jesteśmy symbolami. Jeśli używane są we właściwy sposób, potrafią nieść potężny i pozytywny ładunek. Natomiast gdy stają się negatywnym przykładem, mogą wyrządzić wiele zła.