Prezydent USA już wie, w jaki sposób Ameryka odpowie na na atak w Jordanii. W sobotę, przy granicy z Syrią powiązane z Iranem bojówki zaatakowały amerykańską bazę zabijając trzech żołnierzy i raniąc kilkudziesięciu innych. Administracja Joe Bidena stoi przed tragicznym wyborem, bo każda gwałtowna reakcja może wywołać konflikt na Bliskim Wschodzie. Brak reakcji może być jednak dla Waszyngtonu jeszcze bardziej kosztowny.
Trzech żołnierzy armii amerykańskiej zginęło, a kilkudziesięciu zostało rannych w ataku dronów na amerykańską placówkę w Jordanii. To pierwsze ofiary śmiertelne wśród amerykańskich żołnierzy na Bliskim Wschodzie od rozpoczęcia wojny pomiędzy Izraelem a palestyńskim Hamasem.
Prezydent Joe Biden poinformował we wtorek, że podjął już decyzję o tym, jak odpowiedzieć na atak. Nie zdradził jednak szczegółów. Dodał przy tym, że "nie potrzebujemy szerszej wojny na Bliskim Wschodzie".
W Waszyngtonie zdają sobie sprawę, że sytuacja na Bliskim Wschodzie jest najniebezpieczniejsza od 1973 roku, dlatego odpowiedź musi być rozważna ale i stanowcza. "Odpowiemy mocno. Odpowiemy w czasie i miejscu naszego wyboru" - mówił Antony Blinken szef amerykańskiej dyplomacji.
John Kirby z Narodowej Rady Bezpieczeństwa wypowiada się w podobnym tonie. "Nie szukamy wojny z Iranem. Nie dążymy do dodatkowej eskalacji napięć. Ale to był bardzo poważny atak, który miał śmiertelne konsekwencje. Odpowiemy, i odpowiemy właściwie" - zaznaczył.
Pentagon ocenia, że to Iran ponosi odpowiedzialność za serię ataków na siły USA, bo finansuje i wspiera bojówki które atakują amerykańskie siły. Jaka może być odpowiedź Stanów Zjednoczonych?
Niecałe trzy lata temu, Joe Biden ogłosił zakończenie trwającej dwie dekady misji bojowej w Iraku. Dziś Stany Zjednoczone ponownie uwikłane są w konflikt na Bliskim Wschodzie i stało się jasne, że działania Waszyngtonu nie mogą już ograniczać się do prób powstrzymywania większej wojny w regionie. Oczywiste jest też, że wysiłki administracji Białego Domu nie przyniosły efektów - konkluduje CNN, przypominając, że atak w Jordanii nastąpił po próbie pacyfikacji wspieranych przez Iran bojówek, a zagrożenie dla okrętów pływających po Morzu Czerwonym i nękanych przez jemeńskich Huti - nadal nie minęło.
"Biden doszedł zatem do sytuacji nie do pozazdroszczenia, z którą często spotykają się prezydenci, gdy wszystkie potencjalne opcje, jakie przed nimi stoją, są złe, a samo zadanie spowolnienia pogłębiającego się kryzysu może go zaostrzyć" - pisze CNN.
Niektórzy urzędnicy amerykańscy uważają, że odpowiedź USA będzie dużo silniejsza niż ostatnie ataki w Syrii i Iraku. Z drugiej jednak strony, nikt nie spodziewa się bezpośrednio uderzenia na Iran. Ale Teheran przecież musi odczuć na własnej skórze, że zabijanie amerykańskich żołnierzy, to igranie z ogniem.
Eksperci spekulowali, że możliwą reakcją USA na wydarzenia w Jordanii, będzie zatopienie części irańskiej marynarki wojennej. Najbardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że Stany Zjednoczone zdecydują się na uderzyć najpoważniejszymi sankcjami w głównych urzędników irańskiego państwa, bo ryzykowanie pełnoskalowej wojny w odwecie za śmierć trzech żołnierzy, wydaje się nieprawdopodobnym rozwiązaniem.
Biały Dom dotąd nie poinformował o tym, jaką decyzję podjął prezydent w sprawie odpowiedzi na atak. W poniedziałek sekretarz stanu Antony Blinken zapowiedział, że będzie ona silna i może być "wielopoziomowa, wielofazowa i długotrwała".
Biden musi mierzyć się też z krytyką wewnątrz kraju, bo Republikanie oskarżają go o słabość wobec Izraela i wciągnięcie Stanów w zamieszanie na Bliskim Wschodzie.
"Jedyną odpowiedzią na te ataki musi być niszczycielski odwet wojskowy wobec irańskich sił terrorystycznych, zarówno w Iranie, jak i na całym Bliskim Wschodzie. Wszystko inne utwierdzi nas w przekonaniu, że Joe Biden jest tchórzem niegodnym bycia głównodowodzącym" - powiedział senator z Arkansas Tom Cotton, co jasno obrazuje, że niezależnie od tego, jaką decyzje podejmie prezydent - nie zostanie odebrany jako zwycięzca.