Król Belgów Albert II podpisał już akt abdykacji. Jego syn, Filip złożył przysięgę przed oboma izbami belgijskiego parlamentu i zasiadł na tronie, jako Filip I król Belgów. Filip nie jest tak powszechnie lubiany, jak jego ojciec.
Nie lubią go zwłaszcza - dążący do niepodległości - Flamandowie. O wiele więcej sympatii wzbudza we francuskojęzycznej Walonii, bardziej nastawionej na utrzymanie jedności kraju. Według większości z nas, król jest po prostu frankofonem - powiedział 40-letni flamandzkojęzyczny Belg.
Filip z pewną trudnością mówi po flamandzku. Często robi kompromitujące błędy. Gdy przedstawiał nowonarodzoną księżniczkę Elżbietę, następczynie tronu, chcąc powiedzieć, że to dziewczynka użył po flamandzku określenia "kobietka".
Całkiem niedawno rozzłościł Flamandów, gdy zaproponował, że będzie podpisywać dokumenty używając francuskojęzycznej pisowni swojego imienia "Philppe". Ostatecznie po licznych protestach ustalono, że będzie mógł używać obu pisowni, także flamandzkiej - "Filip".
Uchodzi za dosyć sztywnego, niezbyt inteligentnego. Gdy rozmawiał z pierwszym belgijskim astronautą, który przebywał na statku kosmicznym powiedział, że w kosmosie raczej nie obowiązuje etykieta, więc astronauta może mu mówić "per ty". Jeżeli Filipowi jedynie to przyszło do głowy, gdy rozmawiał z kimś, kto spogląda na naszą planetę z innej perspektywy, to raczej nie najlepiej o nim świadczy - zżyma się jeden z flamandzkich rozmówców.
Uchodzi za "wiecznego studenta". Mam wrażenie, że on się ciągle uczy - mówi młoda Belgijka o 53-letnim Filipie.
Wiele sympatii wzbudza natomiast jego żona - teraz już królowa - Matylda. To wzór elegancji i jest prostu sympatyczna. Matka Matyldy, to polska hrabina Anna Komorowska. Matylda jednak nie mówi po polsku i nigdy nie podkreśla swoich polskich korzeni. Dla niej najważniejsze jest to, że postrzegana jest, jako pierwsza królowa Belgii urodzona w tym kraju. Mam nadzieje, że Matylda pomoże Filipowi zaskarbić sobie sympatię społeczeństwa - mówi obserwująca uroczystości młoda Belgijka.
Nie zawsze jednak Flamandowie byli antymonarchistami. To dzięki społeczności flamandzkiej monarchia utrzymała się po drugiej wojnie światowej. Gdy w 1950 roku zorganizowano referendum pytając obywateli, czy chcą powrotu króla-kolaboranta, Leopolda III, to właśnie katoliccy Flamandowie powiedzieli masowo "tak". Francuskojęzyczni Walonowie byli przeciwni. Wybuchły nawet w Walonii strajki przeciw królowi. Te protesty zmusiły Leopolda III do abdykacji na rzecz 18-letniego Baldwina I.
Młody król skupił się na zaskarbieniu sobie sympatii Walonów, natomiast w tym czasie wzrastał w siłę ruch flamandzki. Flamandowie uzyskali równe prawa (obok francuskiego) dla swojego języka i kultury i zaczęli stawać się coraz mocniejszą i ważniejszą siłą. Obecnie prawie połowa Flamandów głosuje na nacjonalistyczne partie NVA i Vlaams Belang, które są republikańskie, upatrując w instytucji monarchii dominację frankofonów. Dla nich król to symbol jedności kraju, a oni chcą niepodległości Flandrii.
Król w Belgii teoretycznie jest szefem państwa i naczelnym dowódca sił zbrojnych. Jednak tak naprawdę jego władza jest niewielka. Ma pewien wpływ na politykę, bo podpisuje nominacje ministrów i ważnych urzędników państwowych. Król mianuje także osobę, która tworzy rząd (teoretycznie jest to zazwyczaj przyszły premier). Jednak oznacza to tylko, że może mediować między partiami, natomiast nie on decyduje o wyborze szefa państwa. To funkcja głównie reprezentacyjna.
(jad)