Samolot, na pokładzie którego podróżował demokratyczny kandydat na prezydenta USA Barack Obama, musiał wczoraj przerwać podróż i lądować w Sant Louis w stanie Missouri. Pilot miał problemy z utrzymaniem stabilności maszyny. Wszystko dobrze się skończyło, ale incydent wywołał za oceanem spory niepokój.
Wprawdzie sam Obama żartował, że jego sztab chciał w ten sposób podnieć adrenalinę u dziennikarzy i zapewnić im newsa do serwisów, ale już dla Generalnej Agencji Ruchu Lotniczego sprawa nie jest już śmieszna.
Jej przedstawiciele zapowiedzieli szczegółowe wyjaśnienie całego incydentu, zwłaszcza że samolot, którym podróżował Obama to jeden z najstarszych modeli wciąż użytkowanych przez amerykańskie linie lotnicze. Okazuje się ponadto, że kłopoty techniczne tego typu maszyn zdarzają się w ostatnim czasie zbyt często. Teraz jednak kiedy usterka dotknęła kandydata na prezydenta, sprawa wydaje się podwójnie poważna.