Po tragicznych wydarzeniach na Kapitolu, korporacje cyfrowe rozprawiają się z prawicowymi ekstremistami. Z Google Play Store zniknęła aplikacja Parler, niezwykle popularna wśród zwolenników Donalda Trumpa. Według firmy na portalu społecznościowym pojawiały się treści zachęcające do przemocy. Kilka godzin później na taki sam krok zdecydowała się firma Apple, która również usunęła aplikację ze sklepu App Store.

REKLAMA

Firma Google usunęła ze Sklepu Google Play (Google Play Store) aplikację serwisu społecznościowego Parler. Portalu nie pobiorą też użytkownicy iPhone'ów. Kilka godzin później również Apple usunęło Parlera ze swojego sklepu App Store.

W świadczeniu Google napisano, że posty na Parlerze zachęcały do dalszej eskalacji przemocy po zamieszkach na Kapitolu. Zaapelowano również do mediów społecznościowych i firm technologicznych o ściślejsze moderowanie platform, zwłaszcza jeśli chodzi o wezwania do agresji.

BREAKING: Parler, which is popular with President Trump's supporters, has been removed from the Google Play Store.

spectatorindexJanuary 9, 2021

Zawsze popieraliśmy różne punkty widzenia w naszym sklepie App Store. Na naszej platformie nie ma miejsca na groźby, przemoc i nielegalną działalność - brzmi oświadczenie firmy Apple. Parler nie podjął żadnych kroków, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się tych zagrożeń - czytamy.

Serwis CNBC twierdzi, powołując się na zrobione zrzuty ekranu z serwisu, że użytkownicy publikowali na Parlerze "wzmianki o plutonach egzekucyjnych, a także wezwania do przyniesienia broni na zaprzysiężenie Joe Bidena na prezydenta, które odbędzie się 20 stycznia".

Google removes Parler, popular with Trump supporters, from app store for Android https://t.co/l8P5uBAlaV

CNBCJanuary 9, 2021

Czym jest Parler?

Portal społecznościowy Parler został uruchomiony w 2018 roku w Stanach Zjednoczonych. Miał być alternatywą dla Twittera, ale z mniejszą moderacją treści.

"Jesteśmy placem miejskim, otwartym placem miejskim, bez cenzury" - powiedział w czerwcu dyrektor generalny Parler, John Matze, cytowany przez CNBC. "Jeśli możesz to powiedzieć na ulicy Nowego Jorku, możesz to powiedzieć na Parler" - dodał.

Spora część użytkowników Parlera to konserwatyści, prawicowcy, a także zwolennicy Donalda Trumpa. Posty na serwisie niekiedy dotyczą tematyki rasistowskiej i antysemickiej. Rozpowszechniane są również teorie spiskowe.

Parler nie zniknie definitywnie

Warto podkreślić, że jak podaje CNBC, aplikacja Parler nie zostanie całkowicie usunięta z telefonów użytkowników i nadal będzie dostępna w internecie, chociaż w piątek w witrynie wystąpiły problemy z jej ładowaniem, prawdopodobnie przez napływ sporej liczby nowych użytkowników.

Dyrektor generalny Parlera opublikował z kolei w piątek fragmenty wiadomości od Apple, które sugerowały, że firma "planuje rychłe usunięcie aplikacji ze sklepu z aplikacjami dla jej smartfonów".

Jak pisze natomiast BuzzFeed: "firma Apple ostrzegła Parlera, że aplikacja zniknie z App Store, jeśli nie będzie spełniała wymagań dotyczących moderacji treści". Według portalu, serwis społecznościowy będący alternatywą dla Twittera ma na to 24 godziny.

Reagują Facebook i Twitter

Po zamieszkach na Kapitolu działania podjęły także inne korporacje. Facebook zdecydował o bezterminowej blokadzie kont Donalda Trumpa w tym serwisie i na Instagramie.

"Szokujące wydarzenia ostatnich 24 godzin jasno wskazują, że prezydent Donald Trump zamierza wykorzystać pozostający mu czas na stanowisku, by podważyć pokojowe i zgodne z prawem przekazanie władzy swemu następcy Joe Bidenowi. Jego decyzja, by wykorzystać swą platformę raczej do wyrażenia akceptacji niż potępienia działań jego zwolenników w Kapitolu, słusznie wzburzyła ludzi w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie" - argumentował w oświadczeniu dyrektor Facebooka Mark Zuckerberg.

Prywatne konto Donalda Trumpa zablokował również Twitter.

"Po dokładnym przeanalizowaniu ostatnich tweetów z prywatnego konta Donalda Trumpa i otaczającego ich kontekstu na stałe zawiesiliśmy konto z powodu ryzyka dalszego podżegania do przemocy" - przekazały w oświadczeniu władze Twittera.

Co się stało na Kapitolu?

W środę po południu, czasu lokalnego, zwolennicy prezydenta Donalda Trumpa wtargnęli do Izby Reprezentantów i Senatu. Przerwali obrady Kongresu, który zebrał się, aby ostatecznie zatwierdzić wyniki wyborów prezydenckich z 3 listopada 2020 roku, wygranych przez demokratę Joe Bidena.

Zmarło pięć osób. Waszyngtońska policja z kolei dokonała 68 aresztowań. Ponad 50 funkcjonariuszy policji Kapitolu i stołecznej policji zostało rannych, a kilku mundurowych zostało hospitalizowanych z poważnymi obrażeniami.

Po tych dramatycznych wydarzeniach nie tylko ze Stanów Zjednoczonych, ale także z całego świata popłynęła fala krytyki, zarówno pod adresem demonstrujących, jak i samego prezydenta Donalda Trumpa. Prezydent elekt Joe Biden określił osoby, które dokonały szturmu na Kapitol mianem "krajowych terrorystów", a samo zdarzenie opisało jako "jeden z najbardziej mrocznych dni w historii USA".