Mijają 34 tygodnie (238 dni) od zatrzymania liderki Związku Polaków na Białorusi Andżeliki Borys, a w czwartek od zatrzymania Andrzeja Poczobuta. W ich sprawach wciąż toczy się „śledztwo”. Nie wiadomo, ile jeszcze czasu spędzą w areszcie zanim sprawa zostanie skierowana do sądu.
Termin zatrzymania upływa 25 listopada, ale najprawdopodobniej zostanie on ponownie przedłużony - przekazała żona dziennikarza, Oksana Poczobut.
Jak stwierdziła, Andrzej do tej pory nie otrzymał materiałów sprawy do wglądu, co oznacza, że na pewno nie zostanie skierowana do sądu w ciągu miesiąca.
Myślę, że znowu termin aresztu zostanie przedłużony na trzy miesiące. Możliwe, że proces zacznie się po roku (od zatrzymania), ale to tylko moje przypuszczenie - dodała Oksana.
Polscy aktywiści przebywają w więzieniu już 34 tygodnie. To prawie osiem miesięcy. Według białoruskiego kodeksu postępowania karnego w przypadku "ciężkich i szczególnie ciężkich przestępstw" termin aresztu może być przedłużany do 12, a następnie do 18 miesięcy.
Formalnie artykuł o "podżeganiu do nienawiści na tle narodowościowym", na podstawie którego Poczobut i Borys są przetrzymywani w areszcie spełnia powyższe warunki. Opozycjonistom grozi kara od 5 do 12 lat więzienia.
Jednak białoruskie środowiska obrońców praw człowieka, władze Polski i społeczność międzynarodowa, kategorycznie uznały sprawę karną wobec przedstawicieli polskiej mniejszości za "motywowaną politycznie". Jest to pokazowa represja, która wpisuje się w falę ataków na społeczeństwo obywatelskie na Białorusi i wolność słowa.
Andrzej jest człowiekiem z zasadami, jest uparty, ale nie zdecydował się na "układ" z władzami. Postanowił, że zostanie na Białorusi, chociaż wiedział, co mu grozi i myślę, że decyzję tę podjął jeszcze przed zatrzymaniem. Wiadomo również, że proponowano mu wolność w zamian za wyjazd z kraju, gdy był już w więzieniu, ale on stanowczo odmówił - przekazał PAP Barys Harecki z niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ), który z ramienia tej organizacji monitoruje sprawę karną wobec Andrzeja Poczobuta. Polski aktywista jest dziennikarzem, przez wiele lat współpracował m.in. z białoruskimi mediami, z Gazetą Wyborczą, z Telewizją Polonia.
Andrzej to dziennikarz z krwi i kości, nie przestaje nim być poza pracą. I on, i Andżelika, i Związek Polaków, który zdelegalizowały władze, zajmowali zawsze moralne stanowisko, stawali po stronie praw człowieka, wolności osobistej. Ta wolność rozciąga się również na prawo do mówienia prawdy o historii. A na Białorusi każdy człowiek i organizacja, który nie zgadza się z władzami, jest zagrożony - mówi Harecki, który sam obecnie przebywa za granicą. BAŻ został zlikwidowany, a jego portal internetowy - zablokowany.
Poczobut, Borys i jeszcze trzy polskie aktywistki zostali zatrzymani w marcu na fali "czystki" wszystkiego związanego z Polską. To była "pokazówka", żeby uzasadnić i wzmocnić represje wobec środowisk polskich. Zarzut "podżegania do nienawiści" jest całkowicie absurdalny, bo działalność ZPB miała na celu właśnie zbliżenie pomiędzy ludźmi, pomiędzy społeczeństwami. Oni są obywatelami Białorusi, ale są także Polakami. Białoruś to jest ich państwo i chcieli po prostu prowadzić normalną działalność, którą mniejszościom gwarantuje prawo międzynarodowe, i którą zapewniają cywilizowane państwa - mówi.
Andżelika Borys została zatrzymana 23 marca za organizację wydarzenia kulturalnego, które władze uznały za "nielegalne". Poczobut, jak i Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, a także działaczka z Brześcia Anna Paniszewa, zostali zatrzymani dwa dni później. Wszczęto sprawę karną, a aktywistów oskarżono o "rehabilitowanie nazizmu", zarzucając im wychwalanie zbrodniarzy wojennych, w tym Romualda Rajsa "Burego", odpowiedzialnego za powojenne zbrodnie na białoruskich cywilach.
Po krótkim pobycie w areszcie w Mińsku całą piątkę przeniesiono do aresztu w niedalekim Żodzinie. W maju Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zostały wysłane za granicę w zamian za wyzwolenie. Władze białoruskie przekonywały, że żadnego przymusu nie było, jednak same działaczki przyznały, że nie pozostawiono im wyboru - mogły być wolne tylko poza granicami Białorusi.
Poczobut na takie rozwiązanie się nie zgodził. Z celi w areszcie przekazał, że ma świadomość, jakie konsekwencje mu grożą, ale jego decyzja pozostaje niezmienna. Przypominał losy "bohaterów AK", których traktuje jako moralny wyznacznik, i których dzisiaj władze białoruskie i rządowi propagandyści zbiorczo nazywają "zbrodniarzami".
On zdecydowanie postanowił, że nie wyjedzie. Pisze mi, że ten proces traktuje nie tylko jako swój, ale jako proces wobec prawdy historycznej, polskich żołnierzy, AK. Przygotowuje się do niego - przekazała Oksana Poczobut.
Sytuacja Andżeliki Borys jest inna. Z dostępnych informacji wynika, że szefowa ZPB, która doświadcza w areszcie bardzo ciężkich warunków i ma poważne problemy ze zdrowiem, jest gotowa na wyjazd z Białorusi. Jednak odmawiają jej tego białoruskie władze.
W ambasadzie RP w Mińsku przekazano PAP, że "począwszy od chwili zatrzymania polskie władze i pracownicy dyplomatyczni stale podejmują działania na rzecz uwolnienia Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys".
Niestety, jak dotąd nie spotkało się to z konstruktywną i efektywną reakcją ze strony białoruskich władz - powiedział PAP chargé d’affaires Marcin Wojciechowski.
Perspektywa jest bardzo mglista, to może ciągnąć się jeszcze bardzo długo - stwierdził Barys Harecki.
Uwarunkowania prawne to jedno, ale ta sytuacja nie ma nic wspólnego z prawem. To jest sytuacja polityczna, a Andrzej i Andżelika są w niej zakładnikami - ocenił białoruski dziennikarz.
Harecki przewiduje, że do uwolnienia polskich aktywistów może dojść jedynie w sytuacji ewentualnego ocieplenia stosunków, przynajmniej krótkotrwałego. Obecnie obserwujemy jednak coś zupełnie odwrotnego. Zwłaszcza w sytuacji, gdy, co najmniej z przyzwolenia białoruskich władz, dochodzi do eskalacji sytuacji na granicy i zagrożone jest fizyczne bezpieczeństwo tej granicy - powiedział Harecki.
Informacji na temat sytuacji Poczobuta i Borys od początku zatrzymania jest bardzo niewiele. Adwokaci nie ujawniają żadnych informacji, najwyraźniej w obawie o konsekwencje. W ostatnich miesiącach na Białorusi odsunięto od zawodu szereg prawników, którzy bronili aktywistów i opozycjonistów.
Obrońcy zatrzymanych aktywistów zostali formalnie zobowiązani do nieujawniania informacji o śledztwie.
Jedyne informacje mam z listów od Andrzeja, które przychodzą dość regularnie - przekazała Oksana Poczobut. Najprawdopodobniej do Poczobuta docierają jedynie listy od niej. Śledczy powiedział mu, że wszyscy o nim zapomnieli - dodała żona dziennikarza.